Skwitowałam to lekkim uśmiechem, po czym porwałam jedno z jabłek leżących w paterze i pomachałam na pożegnanie obydwu mężczyznom. Nie chciałam, by książe się przeze mnie rozpraszał, a kucharz denerwował. Postanowiłam więc udać się do lasu, by nazbierać brakujących ziół. W probówkach został pyłek, powstały na skutek łuszczenia się ususzonych liści. Niedaleko ode mnie ujrzałam błękitny błysk.
- Lubczyk Diabelski? W tym miejscu? - wymruczałam do siebie, marszcząc brwi. Kwiat zaświecił raz jeszcze, co bardziej wzbudziło moją nieufność. Przywołałam do dwuręczny miecz i przykucnęłam. Wlepiłam wzrok w miejsce obok rośliny. Zobaczyłam szybki ruch. Ktoś złamał gałąź, która cicho spadła na runo leśne. Natychmiast spojrzałam w tamtą stronę, by po chwili usłyszeć cichy wystrzał gdzieś nad głową. Zdążyłam się odwrócić i uskoczyć przed klejącą siecią. Skrzywiłam się lekko i ścisnęłam broń, szepcąc "Odwołuję". W mojej dłoni pojawiła się za to kusza z twardymi, metalowymi bełtami. Oddałam strzał w stronę gałęzi, z której zaatakowała mnie ów siatka.
- O kur.. - ktoś zaczął, ale nie zdążył dokończyć.
- Kim ty jesteś? - warknęłam, przekładając ostrze do krtani jakiegoś gówniarza.
- Ja.. Ja.. Myślałem, że to sarna..
- No widzisz. Przeliczyłeś się. - odpowiedziałam, odsuwając od niego miecz. - W tym miejscu nie złapiesz zwierzyny. Jest tu zbyt dużo ludzi i wilków, by one się tu pojawiały.
Chłopiec pokiwał gorączkowo głową i złożył sieć w maleńką kostkę, po czym pobiegł z powrotem w stronę miasta. Westchnęłam cicho. Darowałam sobie zbieranie ziół i za przykładem chłopca wróciłam za mury miasta. Na rynku zobaczyłam księcia, płuczącego twarz w miejskiej studni.
- I co, książę? Jak tam nauka gotowania? - zapytałam z uśmiechem, opierając się na broni.
< Orionie? >