Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Elandiel. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Elandiel. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 15 września 2016

Od Elandiel - Cd. Oriona

Skwitowałam to lekkim uśmiechem, po czym porwałam jedno z jabłek leżących w paterze i pomachałam na pożegnanie obydwu mężczyznom. Nie chciałam, by książe się przeze mnie rozpraszał, a kucharz denerwował. Postanowiłam więc udać się do lasu, by nazbierać brakujących ziół. W probówkach został pyłek, powstały na skutek łuszczenia się ususzonych liści. Niedaleko ode mnie ujrzałam błękitny błysk.
- Lubczyk Diabelski? W tym miejscu? - wymruczałam do siebie, marszcząc brwi. Kwiat zaświecił raz jeszcze, co bardziej wzbudziło moją nieufność. Przywołałam do dwuręczny miecz i przykucnęłam. Wlepiłam wzrok w miejsce obok rośliny. Zobaczyłam szybki ruch. Ktoś złamał gałąź, która cicho spadła na runo leśne. Natychmiast spojrzałam w tamtą stronę, by po chwili usłyszeć cichy wystrzał gdzieś nad głową. Zdążyłam się odwrócić i uskoczyć przed klejącą siecią. Skrzywiłam się lekko i ścisnęłam broń, szepcąc "Odwołuję". W mojej dłoni pojawiła się za to kusza z twardymi, metalowymi bełtami. Oddałam strzał w stronę gałęzi, z której zaatakowała mnie ów siatka.
- O kur.. - ktoś zaczął, ale nie zdążył dokończyć.
- Kim ty jesteś? - warknęłam, przekładając ostrze do krtani jakiegoś gówniarza.
- Ja.. Ja.. Myślałem, że to sarna..
- No widzisz. Przeliczyłeś się. - odpowiedziałam, odsuwając od niego miecz. - W tym miejscu nie złapiesz zwierzyny. Jest tu zbyt dużo ludzi i wilków, by one się tu pojawiały.
Chłopiec pokiwał gorączkowo głową i złożył sieć w maleńką kostkę, po czym pobiegł z powrotem w stronę miasta. Westchnęłam cicho. Darowałam sobie zbieranie ziół i za przykładem chłopca wróciłam za mury miasta. Na rynku zobaczyłam księcia, płuczącego twarz w miejskiej studni.
- I co, książę? Jak tam nauka gotowania? - zapytałam z uśmiechem, opierając się na broni.

< Orionie? >

wtorek, 13 września 2016

Od Elandiel - Cd. Oriona

Skończywszy poranną wartę, ruszyłam w stronę domu, przechodząc przy okazji koło murów zamku. Po serii cichych wybuchów ujrzałam księcia z osmoloną twarzą. Właściwie, to dość ciężko było niezauważyć mężczyzny z czarnym nalotem na prawie całej głowie. Gdy przechodził obok mnie, pokłoniłam się ze słowami "witaj, wasza książęca mość". Ten odpowiedział mi skinieniem głowy.
- Książę, czy z twarzą. Wszystko w porządku? - zapytałam, nim zdążyłam ugryźć się w język.
- Nieważne.. - burknął. Zmarszczyłam jedynie brwi. Wolałam nie wnikać w to, co robi na zamku. Może mu nie wyszło zaklęcie? Powiadają w końcu, że książę włada magią ognia..
- Miałam z tym iść do księżniczki Aramisy.. - zaczęłam. - Ale spotkałam ciebie, wasza książęca mość. Będąc na nocnej warcie zauważyłam dwa wilki. Nigdy wcześniej nie widziałam ich na oczy, a byli ukryci w zaroślach. Wydaje mi się, że wrogowie dowiedzieli się o śmierci króla i królowej. Śmiem twierdzić, że wysłali zwiadowców na nasze tereny, by dowiedzieć się czegoś więcej o armii. Radziłabym dopytać się mieszkańców północnej granicy w związku z tym. - swój monolog zakończyłam krótkim ukłonem, po czym ruszyłam w swoją stronę.

< Orionie? Nie popisałam się, wieem :p >

piątek, 9 września 2016

od Elandiel

Biegłam przed siebie. Słyszałam coraz głośniejszy świst, który ciągle zbliżał się do mojego ucha i cudem uniknęłam pędzącej strzały. Kolejny raz się odwróciłam. Chciałam się upewnić, że potwory zostały w tyle. Co poniektóre darowały sobie dalszy pościg i zatrzymały się w miejscu. Zdecydowana mniejszość nadal za mną podążała. Uśmiechnęłam się pod nosem i przyzwałam do siebie kuszę. Napięłam cięciwę, po czym oddałam pierwszy strzał. Trafiłam w splot słoneczny, przez co jeden z goblinów padł martwy. Jego towarzysze spoglądali zaskoczeni to na truchło, to na mnie. Zatrzymali się i, nie spuszczając ze mnie wzroku, zaczęli się wycofywać. Westchnęłam z ulgą i zarzuciłam broń na plecy. Mimowolnie przypominam sobie moment, w którym zmarli moi rodzice. Bynajmniej nie była to śmierć naturalna.. Gwałtownie potrząsnęłam głową, aby pozbyć się nieprzyjemnych wspomnień i zwalniam do normalnego chodu. Parę chwil później dotarłam do jakiegoś urwiska z niesamowitym widokiem. Przede mną rozciągał się las, pogrążony w harmonii. Widziałam małe punkciki, które unosiły się nad drzewami, aby po chwili znów zniknąć w gęstwinie. Obok mnie szumiał mały strumień, kaskadami spływający w dół. Podeszłam do niego i zamoczyłam w wodzie obolałe nogi, uprzednio zdejmując buty. Byłam zmuszona do chodzenia przez dwa dni. Bez przerwy. Moje stopy były poobcierane, całe we krwi. Podobnie jak ramię, które zostało zranione przez hydrę. Opamiętałam się i sięgnęłam po bukłak, po czym nabrałam do niego krystalicznie czystej wody. Z powrotem założyłam buty, sięgające mi do połowy łydki i ruszam w dalszą drogę. Jednak nie to było mi dane. Ziemia osunęła się w dół, a ja razem z nią. W duchu dziękowałam Bogu za to, że nie byłam zbyt wysoko. Spadając nie mogłam umrzeć. Byłam zbyt nisko. Będąc już na ziemi, zauważyłam jakąś postać. Ale po chwili straciłam przytomność.

< Ktoś? >