Skończywszy poranną wartę, ruszyłam w stronę domu, przechodząc przy okazji koło murów zamku. Po serii cichych wybuchów ujrzałam księcia z osmoloną twarzą. Właściwie, to dość ciężko było niezauważyć mężczyzny z czarnym nalotem na prawie całej głowie. Gdy przechodził obok mnie, pokłoniłam się ze słowami "witaj, wasza książęca mość". Ten odpowiedział mi skinieniem głowy.
- Książę, czy z twarzą. Wszystko w porządku? - zapytałam, nim zdążyłam ugryźć się w język.
- Nieważne.. - burknął. Zmarszczyłam jedynie brwi. Wolałam nie wnikać w to, co robi na zamku. Może mu nie wyszło zaklęcie? Powiadają w końcu, że książę włada magią ognia..
- Miałam z tym iść do księżniczki Aramisy.. - zaczęłam. - Ale spotkałam ciebie, wasza książęca mość. Będąc na nocnej warcie zauważyłam dwa wilki. Nigdy wcześniej nie widziałam ich na oczy, a byli ukryci w zaroślach. Wydaje mi się, że wrogowie dowiedzieli się o śmierci króla i królowej. Śmiem twierdzić, że wysłali zwiadowców na nasze tereny, by dowiedzieć się czegoś więcej o armii. Radziłabym dopytać się mieszkańców północnej granicy w związku z tym. - swój monolog zakończyłam krótkim ukłonem, po czym ruszyłam w swoją stronę.
< Orionie? Nie popisałam się, wieem :p >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz