Na mocy nadanej mi przez Haze odpisuję Orionowi zamiast niej.
Tak się złożyło, że przez przypadek usłyszałam rozmowę Haze i mego kuzyna. Złożyło się również, że akurat dosiadałam Mavericka, toteż pognałam za oddalającymi się na motorze ludźmi. Zajechaliśmy do Miasta, a Haze i Orion wstąpili do jednego z klubów. Na całe szczęście miałam na sobie pelerynę, toteż nasunęłam kaptur na głowę i zeskoczyłam na ziemię. Poleciłam kopytnemu przyjacielowi się oddalić, a sama, odczekawszy w ciemnym zaułku kilka minut, wstąpiłam do klubu. Zamówiwszy miód pitny, który na szczęście był dość rozpowszechniony w Królestwie, zajęłam stolik w kącie i pod osłoną kaptura zaczęłam obserwację Haze i kuzyna. Oboje pili mocne piwo. Gdy skończyli, zabrali się za kolejne. Towarzyszka Oriona wsparła głowę na dłoni.
- Łoo, ty się jeszcze trzymasz? - zapytała.
- Mam twardy łeb - mruknął mój kuzyn i poprosił o napełnienie kufla. Ta sytuacja powtórzyła się jeszcze raz, aż w końcu chłopak stał się... po prostu pijany. Co gorsza, wstał i zaczął zaczepiać jakiegoś innego klienta lokalu. Doszło do wymiany kilku ostrych słów, a potem zaczepiony wstał i wyciągnął nóż z pochwy. Wstałam i podeszłam do mężczyzn, którzy byli na skraju bójki.
- Natychmiast się pogódźcie, panowie - powiedziałam rozkazującym tonem.
- Nie mieszaj się, panienko - warknął klient. - To sprawy między facetami.
- Chyba jednak się wmieszam - oznajmiłam i znokautowałam Oriona, który runął nieprzytomny na ziemię. Zewsząd rozległy się krzyki. W odpowiedzi zsunęłam kaptur, ukazując znajomą minimum większości obecnych twarz.
- Jestem księżniczka Aramisa - powiedziałam głośno. - I nie życzę sobie w moim królestwie tego typu zajść. Co do tego tu - wskazałam nogą kuzyna - to zabieram go ze sobą.
- Księżniczko? - odezwała się Haze. - Pomogę ci go przenieść.
Kiwnęłam głową na zgodę i z pomocą dziewczyny wyniosłam Oriona na zewnątrz. Przewiesiłam go przez grzbiet Mavericka.
- Dziękuję za pomoc - zwróciłam się do Haze.
- E tam. Cieszę się, że w końcu mogę się go pozbyć.
- Za to ja znowu będę przy nim uziemiona - westchnęłam. - Czasem jest jak małe dziecko. A zresztą, pora już na mnie. Jeszcze raz dzięki za pomoc - powiedziałam, dosiadając Mavericka. Jedną ręką chwyciłam za grzywę, drugą zaś przytrzymałam kuzyna. Dałam znak wierzchowcowi, by ruszył. Miałam tylko nadzieję, że Orion nie zwymiotuje mi na konia.
<Haze?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz