Biegłam przed siebie. Słyszałam coraz głośniejszy świst, który ciągle
zbliżał się do mojego ucha i cudem uniknęłam pędzącej strzały. Kolejny
raz się odwróciłam. Chciałam się upewnić, że potwory zostały w tyle. Co
poniektóre darowały sobie dalszy pościg i zatrzymały się w miejscu.
Zdecydowana mniejszość nadal za mną podążała. Uśmiechnęłam się pod nosem
i przyzwałam do siebie kuszę. Napięłam cięciwę, po czym oddałam
pierwszy strzał. Trafiłam w splot słoneczny, przez co jeden z goblinów
padł martwy. Jego towarzysze spoglądali zaskoczeni to na truchło, to na
mnie. Zatrzymali się i, nie spuszczając ze mnie wzroku, zaczęli się
wycofywać. Westchnęłam z ulgą i zarzuciłam broń na plecy. Mimowolnie
przypominam sobie moment, w którym zmarli moi rodzice. Bynajmniej nie
była to śmierć naturalna.. Gwałtownie potrząsnęłam głową, aby pozbyć się
nieprzyjemnych wspomnień i zwalniam do normalnego chodu. Parę chwil
później dotarłam do jakiegoś urwiska z niesamowitym widokiem. Przede mną
rozciągał się las, pogrążony w harmonii. Widziałam małe punkciki, które
unosiły się nad drzewami, aby po chwili znów zniknąć w gęstwinie. Obok
mnie szumiał mały strumień, kaskadami spływający w dół. Podeszłam do
niego i zamoczyłam w wodzie obolałe nogi, uprzednio zdejmując buty.
Byłam zmuszona do chodzenia przez dwa dni. Bez przerwy. Moje stopy były
poobcierane, całe we krwi. Podobnie jak ramię, które zostało zranione
przez hydrę. Opamiętałam się i sięgnęłam po bukłak, po czym nabrałam do
niego krystalicznie czystej wody. Z powrotem założyłam buty, sięgające
mi do połowy łydki i ruszam w dalszą drogę. Jednak nie to było mi dane.
Ziemia osunęła się w dół, a ja razem z nią. W duchu dziękowałam Bogu za
to, że nie byłam zbyt wysoko. Spadając nie mogłam umrzeć. Byłam zbyt
nisko. Będąc już na ziemi, zauważyłam jakąś postać. Ale po chwili
straciłam przytomność.
< Ktoś? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz