Westchnęłam cicho i odwróciłam się do chłopaka.
- Ile razy mam powtarzać? - zapytałam chłodno, jednak spokojnie. - Zapewne spotkaliśmy się gdzieś na zamku. Koniec tematu, męczy mnie.
- Skoro tak twierdzisz - mruknął chyba nie przekonany do końca Hak, siadając na ziemi. Ja zaś oparłam się o jakieś drzewo i zaczęłam lustrować wzrokiem teren, nasłuchując przy okazji. Miałam nadzieję, że poszukiwana przez nas grupka szybko zjawi się w chatce. Nie miałam ochoty zapuścić tam korzeni.
***
Pochyliłam głowę, by uniknąć bliskiego spotkania z gałęzią. Gnaliśmy przez las tuż za poszukiwaną przez nas grupką. Choć ścigani nie spodziewali się zasadzki, jednak zareagowali szybko. Gdy w końcu udało się nam odwiązać konie, niemal zniknęli nam z oczu. Teraz jednak już prawie ich doganialiśmy. Drogę przeciął nam potok. Maverick przeskoczył go bez trudu. Pościg trwał.
Nagle dostrzegłam, że koń ostatniego ze ściganych skoczył w miejscu, gdzie nie było żadnej przeszkody. Jeździec wypadł z siodła i spadł na ziemię. Jego wierzchowiec zatrzymał się kilka metrów dalej. Hak i Fio popędzili konie.
- Stójcie! - zawołałam. - To może być pułapka!
Za późno. Koń Haka potknął się o rozciągnięty między pniami niemal niedostrzegalny sznurek. W ostatniej chwili chłopak wypadł z siodła i odturlał się, unikając zgniecenia. Klacz Fio wpierw stanęła dęba, a potem wykonała nagły skręt, zrzucając dziewczynę na ziemię. W tym czasie ostatni ścigany podniósł się i wyciągnął z pochwy sztylet. Podszedł do oszołomionego Haka.
- Nie radzę - odezwał się Dorian, mierząc w mężczyznę z łuku. - Odrzuć broń.
Ścigany z kwaśną miną spełnił żądanie. Chyba nie chciał rozstawać się ze swoim życiem.
Alain z Dorianem zakneblowali go i przywiązali do drzewa. W tym czasie Vivian zajęła się Hakiem i Fio, a ja poszłam obejrzeć wierzchowca chłopaka. Miał zranioną nogę i otarty bok. Cieszyłam się, że nie stało mu się nic poważniejszego. Felix był jednym z najlepszych koni i nie chciałam go stracić. Podobnie jak nie chciałam, by opuścił nas ktokolwiek z drużyny.
***
- Jesteś pewny, że to tutaj? - zapytałam Alaina.
Staliśmy przed niemal pionową skalną ścianą. Wokół widać było ślady kopyt.
Noc spędziliśmy w lesie, a następnego dnia spróbowaliśmy śledzić ściganą grupę po ich śladach. Hak i Fio wyszli z całego wypadku z paroma zadrapaniami i siniakami, lecz chłopak musiał się przesiąść na pozyskanego na wrogu konia. Felix powinien oszczędzać nogę. Ślady doprowadziły nas pod skalną ścianę, po której najwidoczniej wspięli się ścigani.
- Nie, ale na to wygląda - mruknął Alain.
- Mamy sprzęt do wspinaczki - poinformował Will. - Co robimy?
- Idziemy, chyba nie zostawimy tak tej sprawy - stwierdził Hak.
- Popieram - oznajmiła Fio. - Mieliśmy za zadanie ich złapać, czyż nie?
Coś się zbliża - zarżał niespokojnie Maverick.
- Zachowajcie czujność - ostrzegłam cicho. Dorian założył strzałę na cięciwę. Do naszych uszu dotarły odgłosy cichej kłótni. Rozróżniłam trzy młode głosy. Ich właściciele zmierzali w naszym kierunku. Przez chwilę panowała cisza, a potem naszym oczom ukazały się trzy barwne szczeniaki - jeden zielono-brązowy, drugi brązowo-pomarańczowy, a trzeci niebiesko-żółty.
- Kim jesteście? - zapytała Vivian, wpatrując się w maluchy. Szczenięta zadrżały i zaczęły uciekać. Zeskoczyłam z grzbietu Mavericka, w locie przemieniając się we wilka. Przecięłam drogę wilczkom i zmusiłam je do wyhamowania.
- Co tu robicie? - zapytałam.
- Podróżowaliśmy z rodzicami. Mieli coś sprawdzić w górach i szybko wrócić, ale nie przyszli...
- Możemy wam pomóc - stwierdziłam. - Podróżujemy w tamte strony, może dowiemy się czegoś o waszych rodzicach. Jeśli nie, zajmiemy się wami. Zamieszkacie w Mieście albo nawet na Zamku.
- Naprawdę?
Kiwnęłam głową. Szczeniaki zgodziły się i po kilku minutach zaczęliśmy zakładać uprzęże.
***
Gdy wspinaczka była już za nami, przemieniliśmy się we wilki. Znajdowaliśmy się wysoko nad ziemią. Wokół wznosiły się strome skalne ściany i jedyne drogi prowadziły w dół, w powietrze lub do wąwozu, przez który wiodła niezbyt szeroka ścieżka. Skierowaliśmy się właśnie w tę ostatnią stronę. Wielkie było nasze zaskoczenie, gdy trzy zakręty dalej stanęliśmy przed pionową skałą. Z niewielkiej szczeliny sączyła się woda do niewielkiego jeziorka, skąd spływała strumieniem w dół.
- Co to jest? - zapytała Fio, podchodząc do dziwnej ściany. Vivian stanęła obok i położyła łapę na kamieniu. Przymknęła na chwilę oczy.
- To jezioro zaporowe zwane Jeziorem Prawdy. Stąd wypływa jeden z dopływów Rzeki Jedności - poinformowała. - Zmywa każde przebranie.
Przełknęłam ślinę. Musiałam uważać, by się nie zdradzić.
- No proszę, kogo my tu mamy - usłyszeliśmy głos. - Jeszcze nie doścignęliście moich sług?
W powietrzu nad nami unosiła się skrzydlata wilczyca o czarnym futrze. W łapach trzymała drewnianą laskę zakończoną onyksem.
- Kim jesteś? - zapytałam, wpatrując się w nieznajomą.
- Szkoda, że się nie dowiecie. Za chwilę woda was pochłonie! - zawołała. Dotknęła laską skały, w której powstała rozległa szczelina. Wilczyca zniknęła, my jednak mieliśmy większe zmartwienie - z dziury zaczęła sączyć się woda.
- Ta zapora nie wytrzyma długo - stwierdziła Vivian. - Co zrobimy?
- Musimy tu zostać. Nie zdążymy zejść na dół ani nie damy rady wejść wyżej niż na tamtą półkę - stwierdził Will.
- Co z końmi? - zapytał Hak.
- Maverick wyczuje niebezpieczeństwo i poprowadzi je. Przecież tym razem ich nie wiązaliśmy - powiedziałam.
- Masz rację. Ty, Vivian i szczeniaki powinniście się schronić na tamtej najwyższej półce. Reszta będzie piętro niżej.
- Skoro jest możliwe, że zginę, to wolałabym z wami - stwierdziłam. - Niech Hak zajmie moje miejsce. To... mój rozkaz, jako przywódcy grupy.
Po chwili protestów zrobiliśmy po mojemu... I wtedy zapora pękła. Woda prawie nas porwała, jednak jakimś cudem udało się nam utrzymać na półce...
***
Po kilku minutach strumień znacznie osłabł i poziom wody obniżył się. Zagrożenie minęło. Podniosłam się z ziemi, z mojego futra kapała woda. Rozejrzałam się wokół nieco nieprzytomnym wzrokiem. Dostrzegłam dwie osoby, których nie powinno tam być.
- Księżniczka?! - usłyszałam okrzyk Haka. Teraz, gdy woda z Jeziora Prawdy zmyła z mojego futra farbę, ponownie wyglądałam jak Aramisa. Byłam skupiona jednak na dwóch basiorach. Jeden pomagał wstać drugiemu, z którego łapy lała się krew.
- Dexter? Rhine? - zapytałam cicho. Oboje spojrzeli na mnie.
- Wybacz, siostro - powiedział pierwszy, odwracając wzrok. - Tak byłaś bezpieczniejsza...
- Ale... Jak to...? Zaginęliście tyle lat temu...
- A wtedy pojawili się Dorian i Alain. Chcieliśmy cię chronić. Po śmierci rodziców i Dariana... Nie mogłaś zginąć również ty.
- Ktoś mi wyjaśni, o co tu chodzi? - zapytała Fio. - Aramiso, ty nie jesteś jedynaczką?
- Jak widzisz. Moi drodzy, przedstawiam wam moich braci... Dextera i Rhine'a.
<Hak? Co ty na to? ^^>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz