Kiedy się obudziłam, byłam trochę przysypana sypkim śniegiem. Leniwie otworzyłam oczy. Wstałam i otrząsnęłam się, trzymając za bolącą głowę. Rozejrzałam się dookoła.
~ Mój łeb, boli jak diabli. Heh, czyli rodzinka się odzywa ~
Uśmiechnęłam się ironicznie.
Nagle przede mną coś się ukazało i nachalnie się gapiło. Machnęłam łapą i to coś się rozpłynęło. Później zorientowałam się, że to cienie. Widziałam już takie. Zapewne te mają coś tu do roboty.
~ Zmywam się stąd. Muszę się opatrzyć ~
Odeszłam kilka metrów od tamtego miejsca. Cienie w postaci ptaków podążały za mną. Być może one też idą tam gdzie ja. Tak czy inaczej musiałam się mieć na baczności.
Dotarłam do centrum watahy. Spotkałam jakąś waderę, która chciała mi pomóc. Jednak moje zachowanie i obecność cieni ją odstraszyło, więc bez słowa dała mi bandaże. Wzięłam i zaszyłam się w pobliskich zaroślach zamku. Kiedy skończyłam, wiedziałam, że wyglądam jak debil. Dlatego spowiłam się mgłą. Weszłam do środka by pogadać z alfą(?), podobno miała mi coś przekazać. Idę. Widzę, że Haze stoi przy bramie. Ona też mnie dostrzegła i obrzuciła mnie lodowatej spojrzeniem. Nie zrobiło to na mnie wrażenia.
~ Przyjemna wataha(?) ~ Westchnęłam, ironicznie śmiejąc się w duchu . Weszłam więc do środka, a Haze za mną.
< Haze? Za dobrze nie zaczęłyśmy xD >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz