Bacznie obserwowałam waderę. Woda chyba niezbyt jej smakowała. Nie była mną zbyt zainteresowana i dobrze, skoro miałabym z nią współpracować lepiej niech każda zostanie przy swoim.
- Niedługo pewnie dostaniesz jakąś misję - rzuciła niby od niechcenia.
- Przecież od tego tu jestem - burknęłam.
- Zobaczymy - powiedziała z tajemnicą w głosie, po czym wzbiła się w powietrze. Jej skrzydła były jeszcze słabe. Wadera chwiała się w powietrzu. Było duże prawdopodobieństwo, że coś może się jej stać, ale co mnie to obchodzi. Każdy jest kowalem własnego losu.
Szłam przed siebie. Z północy wyczułam znajomą woń. To był koń, dość duży koń. W mgnieniu oka byłam na miejscu. Schowałam się w krzakach. Wdrapałam się na skalną półkę, szykując się do skoku. 3...2...1...i...skok. Między zwierzęciem, a moimi pazurami były centymetry. Nagle poczułam potężne uderzenie z prawej strony i runęłam na ziemię. Poczułam potworne ugryzienie. Walka była ostra. Łapa wadery ( poznałam po głosie) znalazła się w moim pysku. Ugryzłam więc aż usłyszałam kruszenie kości. Byłam szybsza i mocniejsza od niej. Teraz to ona leżała na ziemi. Nagle dostałam drugi cios, tym razem w głowę. Chyba ten koń mnie walnął. Zakręciło mi się w głowie, a potem zalała mnie ciemność.
< Haze? Tylko nie rób z Ruki ofiary ;) >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz