– Rowan!
Ogier spojrzał na mnie, jakby mówił, że to nie on. Cicho westchnęłam i zmieniłam się w człowieka, używając do tego małej, cienistej mrówki. Oparłam się o niego plecami.
– Zostawić ją tutaj?
Koń zamachał łbem w górę.
– Zgadzam się z tobą, mój drogi.
– Nie możesz.
– Akkur, wiesz, że prędzej pożywię się jej krwią, niż jej pomogę.
– Aramisa będzie na ciebie wściekła.
– A wspominałam ci, że mam całkowicie wywalone na władze? Chciała zaatakować Rowana, to dostała za swoje. Tyle. Najwyżej będzie mieć guza. – wzruszyłam ramionami, oglądając ugryzienie na swojej ręce. Zaczęło się zasklepiać. Czując na sobie wzrok węża, niechętnie powiedziałam – Dobra, zostawię przy niej Cienie.
– Haze, Haze, Haze. Nigdy to do ciebie nie dotrze? Nigdy nie zdobędziesz przyjaciół, jeśli będziesz tak postępować.
- Pff... Przyjaźń nie istnieje, Akkur. Może ty to byś w końcu zrozumiał?
Złożyłam skrzydła i usiadłam na Rowanie. Z cieni wyłoniły się trzy postury ptaków, gdy koń przyśpieszył do cwału.
< Ruka? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz