- Na górę naleśników - zaśmiałam się.
Zasiadłyśmy na swych koniach i ruszyłyśmy w drogę powrotną.
***
Już po niespełna godzinie, byłyśmy na miejscu. Odprowadziłyśmy konie do stajni, po czym udałyśmy się na zamek. Szłyśmy przez korytarze, aż do stołówki, która była umieszczona w południowych komnatach.
- Halo? - zapytała Aramisa, przyglądając się pustej sali.
- Chyba nikogo nie ma - powiedziałam, idąc tuż za nią.
- W takim razie, chodźmy do kuchni! - klasnęła w ręce.
Weszłyśmy do kuchni. Tutaj też nikogo nie było... Przecież to jest zamek! Służba powinna pracować dwadzieścia cztery na dobę...
- Coś za pusto tutaj... - szepnęłam, podchodząc do lodówki.
- Dzisiaj jest święto. Zapewne, wyszli wcześniej z pracy - odpowiedziała, sięgając do jednej z szafek. - W takim razie, naleśniki przygotujemy same!
Na samym początku, przygotowałyśmy wszystkie składniki. Mleko, jajka, mąka i kilka innych produktów. Wszystko wsypałyśmy do jednej miski w zgodnych ilościach.
- Jest tu gdzieś mikser... - mruknęłam pod nosem, przeglądając kolejną z szafek.
- Na dole - odpowiedziała dziewczyna, wskazując wzrokiem na wspomniane przed chwilą miejsce,
- Ach... - schyliłam się i wyciągnęłam urządzenie.
Mikser był włączony do czasu, aż masa stała się dosyć gęsta. Na rozgrzaną patelnię, Aramisa wlała chochelkę substancji, tym samym rozpoczynając smażenie.
Kilka minut później, na dwóch talerzach leżały ładnie przyozdobiony deser.
- Smacznego - powiedziałam, zaczynając jeść.
<Aramisa?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz