Przyglądałam się z grzbietu Mavericka, jak dziewczyna bez problemu wykonuje moje polecenie. Miała dobrą kondycję. Po skończonym ćwiczeniu podbiegła do mnie, czekając na kolejne polecenia.
- Ćwiczenia rozciągające, trzy serie - powiedziała. Ezra bez słowa zaczęła robić skłony i inne ćwiczenia tego typu. I tutaj radziła sobie bez problemów.
- Dziesięć pompek - rozkazałam. Pierwsze pięć poszło całkiem sprawnie. Kolejne - już niezbyt. Dziewiątą dziewczynka musiała powtórzyć dwukrotnie. Gdy w końcu wykonała całe ćwiczenie, zeskoczyłam na ziemię. Podeszłam do jednego z drzew i wyciągnęła z jego dziupli dwa drewniane miecze. Poza materiałem nie różniły się niczym od prawdziwych. Podałam jeden Ezrze.
- Spróbuj wybić mi miecz z ręki albo zadać mi cios, który normalnie wykluczyłby mnie z walki - poleciłam.
- Ale tak bez przygotowania? - zapytała zaskoczona dziewczynka.
- Tak. Atakuj.
Po chwili wahania Ezra skoczyła w moją stronę, wymachując mieczem. Blokowałam z łatwością każdy cios. Po niedługim czasie uczennica zorientowała się, że jej metoda nie jest skuteczna i zaczęła bardziej zważać na celność. Choć ani razu mnie nie trafiła, to radziła sobie całkiem nieźle, dopóki nie przeszłam do ofensywy. Zablokowała pierwsze trzy ciosy, ale przy czwartym wytrąciłam jej miecz z ręki. Dziewczyna natychmiast cofnęła się.
- Dobrze - pochwaliłam. - Ogólnie nieźle sobie radzisz. Będziemy musiały popracować nad techniką, ale jestem pewna, że szybko to ogarniesz. Masz ochotę na naleśniki?
<Ezra?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz