Z ponurym uśmieszkiem obserwowałam watahę. Właśnie znaleźli martwą wilczycę. Trochę im to zajęło, bowiem łowca, który ją znalazł, był w ciężkim szoku i nie mogli nic z niego wyciągnąć. Naprawdę, te wilki mnie rozśmieszają...
Poprawiłam kaptur i przeskoczyłam na kolejną skałę. Jeden basior z eskorty prawdopodobnie mnie zobaczył, i teraz sam zmierzał w moją stronę. Głupi. Nigdy nie idzie się samemu do nieznanego zagrożenia. Ale... Niech mu będzie.
Złapałam się pobliskiej gałęzi i podciągnęłam. Nie mogę go zabić, szkoda tylko broni. Zgubię go przy Sterczących Skałach, które są w przeciwnym kierunku, niż królestwo z którego pochodzę.
Obejrzałam się przez ramię, skacząc po drzewach.
Wzrokiem namierzyłam już odstające fragmenty skał, a strażnik nadal mnie gonił. Miał dobrą kondycję, nie powiem. Jego jedynym uzbrojeniem, był sztylet. Mogłam go spokojnie uszczelić. Drzewa już tu nie rosły, więc zeskoczyłam na zimną ziemię, podpierając się jedną ręką, by nie stracić równowagii. Podniosłam się i rzuciłam w stronę skał. Wbiegłam na glebę usłaną głazami. Okay... Co by teraz...
Ostrze musnęło moją pelerynę, przebijając się przez nią i robiąc płytką ranę na ramieniu. Syknęłam, łapiąc się za rękę i nadal biegnąc. Sztylet wilka wbił się skałę. Nawet nie chciałam wiedzieć, jakim cudem, więc tylko odczepiłam go w biegu od powierzchni. Cały, prócz rękojeści, obsmarowany był przeźroczystą mazią. Struktura i zapach wskazywały na roślinę, która powodowała w małej ilości halucynacje i bezwład mięśni, a w dużej lub po długim czasie nawet śmierć.
Miałam ochotę krzyczeć, gdy zdałam sobie sprawę, że właśnie ta trutka już krąży w mojej krwii. Nie mam antidotum na nią!
Moje ruchy stawały się coraz wolniejsze, a głowę wypełniał trzepot skrzydeł. Zamazał mi się świat, a po chwili rąbnęłam w... skałę. Zamrugałam, rękami podpierając się o głaz. Ten ochroniarz musi mieć odtrutkę! Wystarczy go tylko pokonać...
***
Wściekle uderzyłam kolejny raz o metalowe drzwi. Akurat meteriał, który jako jedyny jest odporny na magię. Czemu może być tu tylko małe okienko, z którego i tak nic nie widać, bo wszystko zasłaniają strażnicy. Zabrali mi pelerynę i broń. Nawet durnowaty scyzoryk. A zamiast nich położyli metalowy kubek z wodą... W której wymieszano środek uspokający.
Walnęłam jeszcze raz i wycofałam się do tyłu. Durne wilki. Durna północ. Durny świat. Plecami dotknęłam zimnej ściany. Powoli osunęłam się na podłogę, następnie przecierając powieki.
– Akkur? – szepnęłam, podnosząc głowę. Wąż zasyczał, powoli wypełzając z kąta. – A co ty tu robisz?
– Nie wyczuli mnie - padła odpowiedź. Przerzuciłam się na myśli.
– Dzięki, że mnie nie zostawiłeś. – wzięłam go na ręce.
– Nie miałem wyjścia. – wywróciłam oczami.
– Słuchaj... Posłużysz mi za posłańca. – obmyślałam plan – Wprowadziłam ich prawdopodobnie w błąd co do pochodzenia, ale w razie ataku na królestwo Aramisy, jej wojska muszą wiedzieć jakie antidotum przygotować. Nie dostałam informacji, więc pewnie nie wiedzą o posiadaniu trutki. Tak więc, twoim zadaniem będzie powiadomić o tych dwóch rzeczach. – wstałam i przystawiłam obolałą dłoń do krat w oknie – Ah... I masz nie wspominać o mojej sytuacji, jasne?!
– Jak słońce. - Odparł, zsuwając się i znikając poza więzieniem.
Zerknęłam za nim, po czym skierowałam wzrok na naczynie. W sumie... Jak mam tu gnić, zapewne czekając na kata...
***
W takiej temperaturze wszystko potrafiło się zj***ć. Akkur nie wracał przez kilka godzin. Coraz bardziej się o niego denerwowałam. Mógł zdradzić moje położenie. Jeżeli to zrobił, osobiście wydrapię mu oczy, jak tylko się wydostanę.
Cisza panująca w lochach dobijała. Przerywały ją, na szczęście, kroki i oddechy straży...
Nie potrzebuje broni ten, który sam nią jest. - przypomniałam sobie słowa osoby, którą straciłam dawno temu...
< Ara? Za dużo o Celaenie się naczytałam xD plusem jest to, że w końcu dłuższe opko :3 >
Poprawiłam kaptur i przeskoczyłam na kolejną skałę. Jeden basior z eskorty prawdopodobnie mnie zobaczył, i teraz sam zmierzał w moją stronę. Głupi. Nigdy nie idzie się samemu do nieznanego zagrożenia. Ale... Niech mu będzie.
Złapałam się pobliskiej gałęzi i podciągnęłam. Nie mogę go zabić, szkoda tylko broni. Zgubię go przy Sterczących Skałach, które są w przeciwnym kierunku, niż królestwo z którego pochodzę.
Obejrzałam się przez ramię, skacząc po drzewach.
Wzrokiem namierzyłam już odstające fragmenty skał, a strażnik nadal mnie gonił. Miał dobrą kondycję, nie powiem. Jego jedynym uzbrojeniem, był sztylet. Mogłam go spokojnie uszczelić. Drzewa już tu nie rosły, więc zeskoczyłam na zimną ziemię, podpierając się jedną ręką, by nie stracić równowagii. Podniosłam się i rzuciłam w stronę skał. Wbiegłam na glebę usłaną głazami. Okay... Co by teraz...
Ostrze musnęło moją pelerynę, przebijając się przez nią i robiąc płytką ranę na ramieniu. Syknęłam, łapiąc się za rękę i nadal biegnąc. Sztylet wilka wbił się skałę. Nawet nie chciałam wiedzieć, jakim cudem, więc tylko odczepiłam go w biegu od powierzchni. Cały, prócz rękojeści, obsmarowany był przeźroczystą mazią. Struktura i zapach wskazywały na roślinę, która powodowała w małej ilości halucynacje i bezwład mięśni, a w dużej lub po długim czasie nawet śmierć.
Miałam ochotę krzyczeć, gdy zdałam sobie sprawę, że właśnie ta trutka już krąży w mojej krwii. Nie mam antidotum na nią!
Moje ruchy stawały się coraz wolniejsze, a głowę wypełniał trzepot skrzydeł. Zamazał mi się świat, a po chwili rąbnęłam w... skałę. Zamrugałam, rękami podpierając się o głaz. Ten ochroniarz musi mieć odtrutkę! Wystarczy go tylko pokonać...
***
Wściekle uderzyłam kolejny raz o metalowe drzwi. Akurat meteriał, który jako jedyny jest odporny na magię. Czemu może być tu tylko małe okienko, z którego i tak nic nie widać, bo wszystko zasłaniają strażnicy. Zabrali mi pelerynę i broń. Nawet durnowaty scyzoryk. A zamiast nich położyli metalowy kubek z wodą... W której wymieszano środek uspokający.
Walnęłam jeszcze raz i wycofałam się do tyłu. Durne wilki. Durna północ. Durny świat. Plecami dotknęłam zimnej ściany. Powoli osunęłam się na podłogę, następnie przecierając powieki.
– Akkur? – szepnęłam, podnosząc głowę. Wąż zasyczał, powoli wypełzając z kąta. – A co ty tu robisz?
– Nie wyczuli mnie - padła odpowiedź. Przerzuciłam się na myśli.
– Dzięki, że mnie nie zostawiłeś. – wzięłam go na ręce.
– Nie miałem wyjścia. – wywróciłam oczami.
– Słuchaj... Posłużysz mi za posłańca. – obmyślałam plan – Wprowadziłam ich prawdopodobnie w błąd co do pochodzenia, ale w razie ataku na królestwo Aramisy, jej wojska muszą wiedzieć jakie antidotum przygotować. Nie dostałam informacji, więc pewnie nie wiedzą o posiadaniu trutki. Tak więc, twoim zadaniem będzie powiadomić o tych dwóch rzeczach. – wstałam i przystawiłam obolałą dłoń do krat w oknie – Ah... I masz nie wspominać o mojej sytuacji, jasne?!
– Jak słońce. - Odparł, zsuwając się i znikając poza więzieniem.
Zerknęłam za nim, po czym skierowałam wzrok na naczynie. W sumie... Jak mam tu gnić, zapewne czekając na kata...
***
W takiej temperaturze wszystko potrafiło się zj***ć. Akkur nie wracał przez kilka godzin. Coraz bardziej się o niego denerwowałam. Mógł zdradzić moje położenie. Jeżeli to zrobił, osobiście wydrapię mu oczy, jak tylko się wydostanę.
Cisza panująca w lochach dobijała. Przerywały ją, na szczęście, kroki i oddechy straży...
Nie potrzebuje broni ten, który sam nią jest. - przypomniałam sobie słowa osoby, którą straciłam dawno temu...
< Ara? Za dużo o Celaenie się naczytałam xD plusem jest to, że w końcu dłuższe opko :3 >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz