sobota, 31 grudnia 2016

Od Ezry CD Aramisa

- Na górę naleśników - zaśmiałam się.
Zasiadłyśmy na swych koniach i ruszyłyśmy w drogę powrotną.
***
Już po niespełna godzinie, byłyśmy na miejscu. Odprowadziłyśmy konie do stajni, po czym udałyśmy się na zamek. Szłyśmy przez korytarze, aż do stołówki, która była umieszczona w południowych komnatach.
- Halo? - zapytała Aramisa, przyglądając się pustej sali.
- Chyba nikogo nie ma - powiedziałam, idąc tuż za nią.
- W takim razie, chodźmy do kuchni! - klasnęła w ręce.
Weszłyśmy do kuchni. Tutaj też nikogo nie było... Przecież to jest zamek! Służba powinna pracować dwadzieścia cztery na dobę...
- Coś za pusto tutaj... - szepnęłam, podchodząc do lodówki.
- Dzisiaj jest święto. Zapewne, wyszli wcześniej z pracy - odpowiedziała, sięgając do jednej z szafek. - W takim razie, naleśniki przygotujemy same!
Na samym początku, przygotowałyśmy wszystkie składniki. Mleko, jajka, mąka i kilka innych produktów. Wszystko wsypałyśmy do jednej miski w zgodnych ilościach.
- Jest tu gdzieś mikser... - mruknęłam pod nosem, przeglądając kolejną z szafek.
- Na dole - odpowiedziała dziewczyna, wskazując wzrokiem na wspomniane przed chwilą miejsce,
- Ach... - schyliłam się i wyciągnęłam urządzenie.
Mikser był włączony do czasu, aż masa stała się dosyć gęsta. Na rozgrzaną patelnię, Aramisa wlała chochelkę substancji, tym samym rozpoczynając smażenie.
Kilka minut później, na dwóch talerzach leżały ładnie przyozdobiony deser.
- Smacznego - powiedziałam, zaczynając jeść.
<Aramisa?>

środa, 28 grudnia 2016

Od Haze cd. Ruki

Jeden z Cieni usiadł na moim karku, a reszta rozpłynęła się w powietrzu.
– Dlaczego za mną idziesz?
– A zgadnij. – prychnęłam,
– Nie będę się bawić w zgadywanki. – odparła.
Ciekawe, ciekawe...
– Cóż... Istnieją dwa powody, ale ujawnię ci tylko jeden. – zaśmiałam się, ale w moim głosie nie było radości. – Możliwe, że już teraz będziemy musiały razem pracować przy jednej z misji. Albo Aramisie zabrakło czasu na dwa spotkania. Miałam cię przypomnieć, że masz się stawić u Królowej, ale sama się zjawiłaś.
  Wciąż szła do przodu. Zaczęłam bawić się wstążką, myśląc, kiedy zorientuje się, że dawno minęła drzwi do odpowiedniej sali.
   W końcu cicho odkaszlnęłam.
– Radziłbym zawrócić. – w moich oczach zabłysła iskierka złośliwości.

< Ruka? ¤.¤ Tylko jej nie atakuj, w piórach ma sztylety ¤.¤ >

Od Ruki CD Haze

Kiedy się obudziłam, byłam trochę przysypana sypkim śniegiem. Leniwie otworzyłam oczy. Wstałam i otrząsnęłam się, trzymając za bolącą  głowę. Rozejrzałam się dookoła.
~ Mój łeb, boli jak diabli. Heh, czyli rodzinka się odzywa ~
Uśmiechnęłam się ironicznie.
Nagle przede mną coś się ukazało i nachalnie się gapiło. Machnęłam  łapą i to coś się rozpłynęło. Później zorientowałam się, że to cienie. Widziałam już takie. Zapewne te mają coś tu do roboty.
~ Zmywam się stąd. Muszę się opatrzyć ~
Odeszłam kilka metrów od tamtego miejsca. Cienie w postaci ptaków podążały za mną. Być może one też idą tam gdzie ja. Tak czy inaczej musiałam się mieć na baczności.
Dotarłam do centrum watahy. Spotkałam jakąś waderę, która chciała mi pomóc. Jednak moje zachowanie i obecność cieni ją odstraszyło, więc bez słowa dała mi bandaże. Wzięłam i zaszyłam się w pobliskich zaroślach zamku. Kiedy skończyłam, wiedziałam, że wyglądam jak debil. Dlatego spowiłam się mgłą. Weszłam do środka by pogadać z alfą(?), podobno miała mi coś przekazać. Idę. Widzę, że Haze stoi przy bramie. Ona też mnie dostrzegła i obrzuciła mnie lodowatej spojrzeniem. Nie zrobiło to na mnie wrażenia.
~ Przyjemna wataha(?) ~ Westchnęłam, ironicznie śmiejąc się w duchu . Weszłam więc do środka, a Haze za mną.

< Haze? Za dobrze nie zaczęłyśmy xD >



Od Haze cd. Ruki

– Rowan!
Ogier spojrzał na mnie, jakby mówił, że to nie on. Cicho westchnęłam i zmieniłam się w człowieka, używając do tego małej, cienistej mrówki. Oparłam się o niego plecami.
– Zostawić ją tutaj?
Koń zamachał łbem w górę.
– Zgadzam się z tobą, mój drogi.
Nie możesz.
– Akkur, wiesz, że prędzej pożywię się jej krwią, niż jej pomogę. 
Aramisa będzie na ciebie wściekła.
– A wspominałam ci, że mam całkowicie wywalone na władze? Chciała zaatakować Rowana, to dostała za swoje. Tyle. Najwyżej będzie mieć guza. – wzruszyłam ramionami, oglądając ugryzienie na swojej ręce. Zaczęło się zasklepiać. Czując na sobie wzrok węża, niechętnie powiedziałam – Dobra, zostawię przy niej Cienie.
Haze, Haze, Haze. Nigdy to do ciebie nie dotrze? Nigdy nie zdobędziesz przyjaciół, jeśli będziesz tak postępować.
- Pff... Przyjaźń nie istnieje, Akkur. Może ty to byś w końcu zrozumiał?
Złożyłam skrzydła i usiadłam na Rowanie. Z cieni wyłoniły się trzy postury ptaków, gdy koń przyśpieszył do cwału.

< Ruka? >

Od Ruki CD Haze

Bacznie obserwowałam waderę. Woda chyba niezbyt jej smakowała. Nie była mną zbyt zainteresowana i dobrze, skoro miałabym z nią współpracować lepiej niech każda zostanie przy swoim.
- Niedługo pewnie dostaniesz jakąś misję - rzuciła niby od niechcenia.
- Przecież od tego tu jestem - burknęłam.
- Zobaczymy - powiedziała z tajemnicą w głosie, po czym wzbiła się w powietrze. Jej skrzydła były jeszcze słabe. Wadera chwiała się w powietrzu. Było duże prawdopodobieństwo, że coś może się jej stać, ale co mnie to obchodzi. Każdy jest kowalem własnego losu.
Szłam przed siebie. Z północy wyczułam znajomą woń. To był koń, dość duży koń. W mgnieniu oka byłam na miejscu. Schowałam się w krzakach. Wdrapałam się na skalną półkę, szykując się do skoku. 3...2...1...i...skok. Między zwierzęciem, a moimi pazurami były centymetry. Nagle poczułam potężne uderzenie z prawej strony i runęłam na ziemię. Poczułam potworne ugryzienie. Walka była ostra. Łapa wadery ( poznałam po głosie) znalazła się w moim pysku. Ugryzłam więc aż usłyszałam kruszenie kości. Byłam szybsza i mocniejsza od niej. Teraz to ona leżała na ziemi. Nagle dostałam drugi cios, tym razem w głowę. Chyba ten koń mnie walnął. Zakręciło mi się w głowie, a potem zalała mnie ciemność.

< Haze?  Tylko nie rób z Ruki ofiary ;) >

poniedziałek, 26 grudnia 2016

Informacja

Czas na napisanie questów zostaje przedłużony do 29 grudnia.

Aramisa

Od Haze - Quest "Zabójca Ognia"

Obserwowałam obłoczek pary, wydobywający się z moich ust i lecący ku górze. Było zimno. Nawet bardzo. Śnieg trzaskał pod moim ciężarem. Za sobą zostawiałam odbicia łap.
   Według tej mapy, którą studiowałam przez godzinę, powinnam być w okolicach terenów, na których widziano wrogie ptaki, o piórach z metalu. A tu nawet śladu po nich! Najbardziej prawdopodobne było to, że ktoś kłamał, a najmniej, że po prostu się zgubiłam.
Z westchnieniem rezygnacji zmieniłam się w człowieka i przejechałam ręką po lodzie, który przypomniał ptaka. Wtem coś złapało mnie za dłoń. Drgnęłam, patrząc na zakrzywiony, szary dziób i czarne oczy zwierzęcia, w których krył się zarówno ból, jak i zaciekawienie. Pomarańczowe upierzenie pokryte było szronem, a dwa sterczące, długie pióra wydawały się być soplami lodu. Feniks? Przecież mróz je zabija! One są typem ognistym... To co on tu robi.
   Zwierz puścił, nadal się na mnie patrząc. Oczekiwał czegoś. Rozejrzałam się. Naliczyłam kilkanaście podobnych figur i niemal o połowę mniej feniksów, które się ruszały.
- Co tu się stało? - Mruknęłam do siebie. Ptak zaczął skrobać pazurem w ziemi.  Patrzałam na niego, to na zmarzniętą glebę.
- Wilk w pelerynie... - Mruczałam pod nosem. Feniks stracił śnieg na ubranie wilka. - Ze śniegu? - Energicznie potrząsnął głową. - W białej?
Zaczął znowu, co odebrałam jako znak, iż zgadłam.
   Kilka  minut później wstałam i podeszłam do wskazanego przez feniksa miejsca. Ślady łap. Osobnik lekkiej wagi, prawdopodobnie wadera. Albo wychudzony basior.
Podniosłam wzrok, podążając nim za śladami. Mogłabym pomyśleć, że to wilk z Północy, ale ślady w lodzie ujawniały, że pochodzi z Południa.
Skrzek bólu otrząsnął mnie z zamyślenia. Nie można zostawić ich na pastwę losu. Jakiś wulkan, ciepłe miejsce... Gdzie takie miejsce znaleźć w zimie?! Argh... Pozostaje zamek. Byłoby ciekawie. - Zachichotałam na myśl, o ognistych ptakach siejących spustoszenie w budynku.
  Cicho gwizdnęłam,  pochylając się nad lodowymi rzeźbami. Miałam nadzieję, że Rowan usłyszał wezwanie.
Zebrałam wszystkie  zwierzęta obok siebie, by ogrzewały się wzajemnie, i akurat donosiłam do nich ostatniego, gdy kopyta z głuchym stukotem dały znak o przybyciu konia. Aksamitne oczy kopytnego zdradzały, że był na mnie zły, za wezwanie w takie miejsce. 
Uśmiechnęłam się, głaszcząc ogiera po płaskim łbie.
– Rowan, pomożesz mi, prawda? – wyszeptałam. Zarzucił głową, co raczej oznaczało "Tak". 
Przejrzałam rzeczy, które miałam przy sobie. Koc, lina, kilka ciepłych ubrań. Okay, powinno się udać je przewieźć.
    Rozpaliłam ognisko, co było dość trudne i zajęłam się łączniem w bezpieczny sposób sznura z płachtą. Lód na piórach troszeczkę stopniał, przez co teraz był wygładzony i lśniący. Co chwilę patrzyłam na zmarznięte ptaki.
    W końcu, po jakiejś godzinie, oplotłam wokół Rowana linę, a na kocu posadziłam feniksy. Wskoczyłam na młodego konia pociągowego i zachęciłam do ruszenia.
***
Koń naparł kopytami o śnieg. Byliśmy bardzo blisko celu, a on miał dosyć zaciągania ptaków. Dawno zeskoczyłam z jego grzbietu, idąc teraz obok jego głowy. 
– Dawaj... – mruczałam cicho, jak automat. Myślami byłam przy wilku. Podsumowałam fakty i uznałam, że jestem w kropce. Biała peleryna, Południe, klan lodu...
    Rowan zatrzymał się przed bramą. Kiwnęłam głową do strażników. Zrozumieli sygnał i gdy tylko odczepiłam linę, zabrali feniksy do środka. Dałam Rowanowi odpocząć, a sama wróciłam na zamrożone tereny.
      Przetarłam dłońmi ramiona, wdychając powietrze, przepełnione zapachem siarki i zimy. Prócz odbić łap, wilk nie zostawił żadnych śladów.
Podniosłam głowę, patrząc się w niewidzialny punkt. Jeżeli nie cofnie się czaru, może on się rozprzestrzenić.  Zazgrzytałam zębami. Nie muszę powiadamiać o tym, gdzie się wybieram. Jako informator muszę też się dowiedzieć, co spowodowało tę pogodę, na terenach zazwyczaj ciepłych. A brak informacji nie ułatwi mi pisania raportu. Tak więc, wszystkie ruchy dozwolone.
***
Spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy i wymknęłam się na dwór. Było jeszcze zimniej niż w dzień - czego się spodziewałam po zimie? - a panująca cisza była przygnębiająca. Plusem był brak strażników.
   Gdy zawiał wiatr, prosto w moją twarz, nie wiedziałam, czy zwrócić kolację, czy się dusić. Była to u mnie częsta reakcja na podmuchy. Uczucie minęło, więc mogłam iść dalej.  Mym celem było południe.
Zaczęłam nucić piosenkę.
      Szłam wszystkimi znanymi skrótami. Granica była blisko, gdy w tym samym kierunku co ja, powietrze przeszyła biała peleryna. Moja reakcja była błyskawiczna- zmiana w wilka i ogrodzenie najbliższego terenu wysokim murem, który wręcz przypomniał pokój, bowiem posiadał jeszcze górną ścianę.
Wzniosłam się w powietrze. Moje serce waliło tak głośno, że byłam wręcz pewna, iż tajemnicza postać je słyszy.
   Załopotałam skrzydłami, oblatując całą "klatkę". Nic. Ani śladu.
Nagle, ni stąd, ni zowąd, rozległo się głośne sapanie. Z uśmiechem zleciałam w dół. Ale, zamiast wilka, zobaczyłam byka. Zwierz dumnie podnosił długie rogi, a jego onyksowa sierść lśniła od potu. A jego oczy... Jego oczy były najdziwniejsze- czarne i puste. Jakby... Nie ssaka.
Zmrużyłam oczy i wysunęłam kły. Zaatakowaliśmy w tym samym momencie. Wbiłam zęby w jego nogę, po czym ją puściłam i splunęłam. Jego krew była inna. Ohydna. Jeleniowaty kulał, jednak zahamował i odwrócił się. Z jego chrap unosiła się para.
Wyglądem przypomniał żywego trupa, jednak one nie oddychają. Możliwe, że był posłańcem.
Ale nadal nie rozumiem, jakim cudem. Przecież wyraźnie widziałam białą pelerynę, a złapał się tylko jeleń.
Zaszarżował. W porę się uchyliłam, ale jego róg przejechał mi po grzbiecie.
Syknęłam. Wypuściłabym go, ale moc nie  chciała ustąpić. Pierwszy raz od bardzo dawna nie mogłam  usunąć iluzji.
Słyszałam stukot kopyt, który przerodził się w odbijanie się łap od gleby.
Kątem oka widziałam szarą sierść, siwe włosy i czerwone znaki na skórze istoty. Odwróciłam się, uważając, by nie odsłonić  gardła. Biała peleryna! Ha, wiedziałam, że coś tu nie gra! Wilczyca odsłoniła kły.
Cicho mruknęłam wiązankę przekleństw, gdy moje łapy przymarzły do podłoża. Serio? Widząc, że nie mogę się ruszyć, skoczyła. Pomyślałam, jak bardzo nienawidzę zimy, i przykucnęłam. Poleciała nade mną. 
Skrzywiłam się i uderzyłam skrzydłami w lód. Zabolało, ale zamrożona ciecz popękała i rozsypała się. Powtórzyłam ruch i byłam wolna. Jak chce wojnę, to ją dostanie.
Uniosłam się w powietrze, tworząc tuzin cienistych stworzeń. Były to gryfy, lwy, orły i wilki. Wszystkie czekały. Skoro iluzja nie działa, to od czego są inne moce? Ogień zwalcza lód, który zwycięża roślinność.
Phoenix Fire-Ice by LivandoWarknęłam gardłowo, gdy wadera zbliżyła się. Cienie odebrały to jako sygnał.
* Po długich męczarniach uznałam, że nie umiem opisywać walk- tepnijmy się do momentu, gdy jest już trup. *
Kazałam zniknąć Cieniom, zostawiając jednego gryfa. Jeszcze raz spojrzałam na rozszarpane ciało i ogólne pobojowisko. Wszystko pokryła srebrna i bordowa krew, szron osiadł na murze. 
Uderzyłam skrzydłami, lądując powoli na śniegu. Ostrożnie położyłam łapę na białym puchu. Odetchnęłam z ulgą. Po chwili udało mi się usunąć mur.
  Upewniłam się, czy obca nie żyje. Nie wyczuwałam pulsu, ani oddechu. Cóż... Miejmy nadzieję, że jej śmierć cofnie czar.
  Już miałam usiąść na cienistego gryfa, gdy ziemia załamała się. Błękitny duch wilczycy wyszedł z jej ciała i uśmiechnął się. Nie było w tym nic przyjaznego.
  Zaczęłam spadać w dół.
Gorączkowo machałam łapami i skrzydłami, jednak nic to nie dało. Ciemność była coraz bliżej...
Od autorki
Żeby nie było. Gryf specjalnie pojawił się na końcu, a Haze żyje. Wesołych świąt! XD

Od Haze - Quest "Śnieżny Królik"

Dwudziesty czwarty grudnia. Jeden z najgorszych dni. Zimno, ponuro, mglisto. Wprawdzie lubię mgłę, może to przez imię, ale w połączeniu z poranną ciemnością jest okropna.
Jak zwykle wygrzewałam się w cieniu, podsłuchując z dachu rozmowy. Kiedy już ktoś wychodził zza drzwi, zaczynał rozmawiać o świętach, a więc i o legendach. Jedna z nich pojawiała się często; opowiadała o Śnieżnym Króliku, który spełnia jedno życzenie. Brednie.
   Mimo, iż uważałam, że to kłamstwa, przy każdym białym stworzeniu odwracałam głowę.
***
Powoli zsunęłam się po rynnie, czujnie obserwując zwierzę. Czyżby mit okazał się prawdą?
  Szary królik, stał na tylnych łapkach i ruszał uroczo noskiem. Na szyi, otoczonej puchatym kołnierzem, kołysał się łańcuszek z srebrną zawieszką  w kształcie gwiazdy.

  Nie był zwykły. Zmieniłam się w wilka, w cieniu skradając do szaraka. Zostawiałam na śniegu odbicia na łap. Kilka razy musiałam się zatrzymać, bo sople spadały tuż przed moim nosem. Gdy byłam blisko, zaledwie trzy metry od niego, skoczyłam do przodu. Zwierzakowi poplątały się łapy i to wystarczyło. Przygniotłam go łapami.
Nagle zatrzymałam się, nie pozwalając królikowi się uwolnić.
Zdałam sobie sprawę, że nie mam marzeń. A  przynajmniej takich, które mogłabym zrealizować, nawet przy pomocy magii.
Westchnęłam cicho i zmieniłam się w człowieka, rozglądając się. Głaszcząc królika między uszami, podeszłam do małego dziecka. Siedziało na zimnym śniegu, w podartym płaszczyku, trzymając w rączkach młodego orła. Przykucnęłam.
– Cześć. – Szepnęłam delikatnie. To, że jestem wredna, nie znaczy, że nie umiem się dziećmi opiekować. – Co chciałbyś na święta?
Chłopiec podniósł w moją stronę ciemne oczka. Jego oczy mówiły wszystko.
Uśmiechnęłam się, i nadal głaszcząc królika, wyszeptałam życzenie, które należało tak naprawdę do chłopca.
    Z jednego z domów wyszła rodzina. Zaprosili chłopca do mieszkania, a ten z widoczną radością rzucił się im w ramiona. Orzeł podleciał mu na ramię.
 Widząc tę scenkę, coś ukłuło mnie w sercu. Szybko się jednak otrząsnęłam, niwelując uczucie. Jednak wizja dziewczynki z fioletowymi włosami, siedzącej z rodziną przy stole, co chwilę powracała...
  Pogłaskałam parę razy królika, który już spokojnie wtulał się w moją bluzę. Potem przeniosłam go do bezpiecznego miejsca i wypuściłam.


niedziela, 25 grudnia 2016

Od Haze - Quest "Mroźne zaklęcie"

Pie***nięte święta. Po co one w ogóle są? By dołować ludzi? Zdajesz sobie tylko sprawę, że jesteś na świecie sam. Taka ja. Chyba piąte święta sama. Zero rodziny, przyjaciół. Wpraszać się nie zamierzam na Wigilię, ani na nic innego.
Mocno poirytowana rzuciłam śnieżką w mgłę. Po paru sekundach rozległ się syk bólu. Złapałam za rękojeść miecza i zwolniłam kroku. Szybko przeanalizowałam sytuację.  Wilcza sylwetka, po syku wiadomo, iż to wadera.
Powoli zbliżyłam się do wilczycy. 
– Pomóż... – Szepnęła, a jej głowa opadła na śnieg.
   Kucnęłam obok nieprzytomnej. Wadera miała białą sierść, z odcieniami niebieskiego. Przednia łapa została owinięta nieumiejętnie bandażem. Była tak chuda, że było widać wszystkie jej kości. Skołtunione i brudne futro jednak odpychało, bo ogólnie była całkiem ładna. 
  Niechętnie podniosłam ją i podeszłam do Rowana, który wciąż mi towarzyszył. Położyłam obcą na grzbiecie shire  i sama na niego wsiadłam.
    Wilczyca obudziła się w połowie drogi.
– Jak się zwiesz? – Zapytałam, obserwując ją kątem oka.
– Sorsha. – Odparła cicho.
– Skąd przybywasz?
– Z północy. – Zesztywniałam.
Cudem hamowałam chęć zrzucenia jej do rzeki, którą mijałyśmy.
– Co tu robisz?
– Uciekam. Czy... Mogłabyś przyśpieszyć, gdziekolwiek jedziemy?
– Kierujemy się do Zamku. Mają tam najlepszych medyków.
Nie odezwała się więcej, aż do siedziby Aramisy i Oriona. Tam podała te same informacje, co mi i tyle ją widziałam. "Porwały" ją medyczki.
***
Czasami myślę, że źle wybrałam zawód. Mogłam zostać strażnikiem, skoro i tak stoję w czasie kolacji przy jednej z kolumn. Nie mam nic innego do roboty. 
   Rękę wciąż trzymałam na rękojeści miecza. Było aż dziwnie spokojnie. Biesiadnicy, w tym Aramisa i ta nowa... Sorsha, rozmawiali o jakiś-tam sprawach. Choć z tej odległości mogłam ich usłyszeć, to niezbyt interesowały mnie te tematy. 
Ice by Livando  Odwróciłam głowę w stronę Haka, krzywo się uśmiechając. Odwzajemnił gest. Kolacja trwała już dobrą godzinę, a że nic się nie działo, to wyszłam na chwilę na zewnątrz.
  Wolno kroczyłam po pałacowym ogrodzie, wciąż zachowując czujność.
Zza drzwi dobiegały krzyki. Na początku pomyślałam, że ktoś po prostu się kłóci, ale wrzask był coraz bardziej rozpaczliwy, a potem ucichł, tak nagle, jak się zaczął.
Jeszcze zanim dobiegłam do bramy wyczułam nagłą zmianę temperatury.
Złapałam klamkę, gdy drzwi nagle się otworzyły. Zostałam pchnięta na śnieg. Mignęły zielone oczy wilczycy, którą dzisiaj uratowałam i... Straciłam przytomność.
***
Zimno. Zimno, zimno, zimno! - Myślałam rozpaczliwe, wiedząc, co się stało.
Zapewne leżałam teraz w śniegu, z roz***aną głową i mieczem przymarzniętym do bruku. Jeśli serio tak było, to po co miałam otwierać oczy?
W końcu jednak się zmusiłam i rozchyliłam powieki. Pierwsze, co zauważyłam, to był pomarańczowy blask. Potem pochyliła się nade mną długa szyja, wyposażona w czarne, okrągłe oczy. Poznaję te patrzały! To ten feniks, który prawie nie zamarzł. Teraz jesteśmy kwita.
Odgoniłam ręką płonącego ptaka i wstałam. Powoli podeszłam do drzwi i stanęłam jak wryta.
Wszystko i wszyscy zamarzli. Kilka dziesiątek lodowych posągów.
– Cudownie. – mruknęłam do siebie. To ja sprowadziłam tu tą waderę. To na mnie spadnie wina. Nie ręczyłam za nią, ale wprowadziłam do Zamku. Wygnają mnie. Na sto procent.
  Obróciłam się. Feniks stał w śniegu i wpatrywał w niego.
Przeszłam po białym puchu, wpatrzona w to samo, co Fenek. Tak, nadałam mu imię.
   Otóż ptak znalazł ślad łapy, który powtarzał się co dwa metry. Kierowała się na północ.
– Akkur. – syknęłam, gdy wyczułam węża na skrzydle.
Co?
– Jak długo leżałam?
Zaledwie parę minut, może dwie. – podpełzł mi na ramię.
– A Sorsha?
Pobiegła na północ, ale feniksy mówiły, że zmieniła kierunek.
– Gdzie?
Wschód.
– Dobra.
Złapałam węża i wcisnęłam go w kaptur peleryny, i zaczęłam biec w stronę łąk. Błagam, żeby Rowan nie zamarzł. Obejrzałam się i zobaczyłam, że Fenek leci za nami.
Cicho odetchnęłam, bo ujrzałam także czarną sierść i chmary pary między drzewami.
   Z biegu wskoczyłam na grzbiet ogiera, który był na to przygotowany.
– Akkur, prowadź po śladach. Feniksie, każ innym ogrzewać salę, sam leć z nami. Nie! Lepiej weź dwa inne płonące ptaki ze sobą.
   Wąż zsunął się i podpełzł przodem. Gdy tylko przyleciał Fenek z dwoma innymi feniksami, pogalopowałam za bezkręgowcem. Jak na gada poruszał się bardzo szybko, niemal równo z shire. Oboje sunęli po śniegu i lodzie z gracją.
***
Pozbierałam się z ziemi i znów chwyciłam za miecz. Miałam dobre przeczucie, by wziąć feniksy, ale smok to przesada. Serio. Lód kontra ogień. Zdecydowanie żar wygrywa, ale kiedy jest sytuacja w stylu feniksy kontra smok, są równe szanse.
Co chwilę buchało gorąco, by zastąpić je w sekundę mrozem.
   Co do smoka, był on stosunkowo mały. Miał białe, błyszczące łuski i  rogi. Gdyby nie sytuacja, powiedziałabym, że jest piękny. Ale ważne było to, czego strzegł.
  Natarłam na niego, gdy pochylił łeb. Uderzyłam w słaby punkt- środek czoła. Krew obryzgała mi twarz, rozległ się nieprzyjemny odgłos łamanej kości. Feniksy osmaliły mu szyję. Walka skończona.  Z uśmiechem wyjęłam broń z głowy mitycznego stworzenia i ocierając metal o śnieg, zbliżyłam się do Sorshy.
– Jak cofnąć czar? – warknęłam do leżącej wadery. Przygniotło ją truchło smoka.
– Nie wiem.
Byłam tak zdenerwowana, że bez zastanowienia wbiłam jej ostrze w brzuch. Światło wystrzeliło z rany. Wilczyca zmieniła się w przebiśniegi, a temperatura powróciła do normalności.
Wspięłam się na Rowana i w powolnej drodze powrotnej, obserwowałam zwierzęta, które były tak zaskoczone, że nawet nie uciekały...

piątek, 23 grudnia 2016

Od Haze cd. Aramisy

Usłyszałam ciche szuranie i charakterystyczne syczenie.
Przestałam zaplatać warkocz i szybko się podniosłam.
– Jak miło, że jesteś. Powiedziałeś jej coś, czego mówić nie powinieneś? – wypaliłam od razu.
– Nie. – odparł krótko Akkur, podpełzając do krat.
– To dobrze, bo planowałam już, jak ci obciąć łeb.
– Ogarnęłaś włosy. Szykujesz się do walki? – Nie przejął się moją groźbą.
– Możliwe.
Poprawiłam fioletowy kosmyk, wysuwający się z warkocza. Będzie trzeba zafarbować włosy.
– Masz pozdrowienia. – znów w moim umyśle rozległ się syk.
– Fajnie. – dokończyłam przeplatankę. – Nadal nie wierzę, że dałam się złapać. I to na tak banalną sztuczkę.
– A wiesz już, co będzie dalej?
– Z tego co słyszałam z gróźb, to na żywca wytną mi kości albo po prostu obetną łeb. – skrzywiłam się.  – Dobra, słuchaj. Mam jeszcze informacje, które mogą się przydać. Ci tutaj mają całkiem liczną armię, co jest raczej normalne, sieć korytarzy pod ziemią na terenach swoich i Aramisy i... – przerwało mi dzikie rżenie.
Całą swą uwagę skupiłam na pięknym koniu rasy shire. Był... Cudowny.

< Aruś? Szukam zdjęcia  dla Rowana ¤.¤ >

Od Aramisy CD. Haze

Wzdrygnęłam się, słysząc nieznajomy głos dochodzący od strony okna. Spojrzałam w tamtą stronę i dostrzegłam tęczowego węża. Widziałam go już wcześniej z Haze. Wstałam i skierowałam swe kroki w kierunku gada.
- Witaj - zaczęłam. - Masz jakieś wiadomości od Haze?
- Kazała mi cię ostrzec - wysyczał wąż. - Wrogowie są w posiadaniu trutki, która w niewielkiej ilości powoduje halucynacje i bezwład mięśni, w większej zaś nawet śmierć.
- Znam tę substancję - powiedziałam. - Dziękuję za informacje. Nie wiesz może, kiedy Haze wróci?
- Pewnie za kilka dni. Postanowiła się jeszcze trochę rozejrzeć.
- Dobrze. Możesz przekazać jej pozdrowienia i informację, że prawdopodobnie dostanie wkrótce nowe zadania.
Wąż syknął na znak, że zrozumiał i wypełzł z pomieszczenia przez okno. Ja zaś skierowałam się ku drzwiom. Musiałam przekazać Ruce, nowej obywatelce Królestwa, że i ona niedługo otrzyma swoją pierwszą misję.
<Haze? Wybacz, że tak krótko>

Od Aramisy CD. Ezry

Przyglądałam się z grzbietu Mavericka, jak dziewczyna bez problemu wykonuje moje polecenie. Miała dobrą kondycję. Po skończonym ćwiczeniu podbiegła do mnie, czekając na kolejne polecenia.
- Ćwiczenia rozciągające, trzy serie - powiedziała. Ezra bez słowa zaczęła robić skłony i inne ćwiczenia tego typu. I tutaj radziła sobie bez problemów.
- Dziesięć pompek - rozkazałam. Pierwsze pięć poszło całkiem sprawnie. Kolejne - już niezbyt. Dziewiątą dziewczynka musiała powtórzyć dwukrotnie. Gdy w końcu wykonała całe ćwiczenie, zeskoczyłam na ziemię. Podeszłam do jednego z drzew i wyciągnęła z jego dziupli dwa drewniane miecze. Poza materiałem nie różniły się niczym od prawdziwych. Podałam jeden Ezrze.
- Spróbuj wybić mi miecz z ręki albo zadać mi cios, który normalnie wykluczyłby mnie z walki - poleciłam.
- Ale tak bez przygotowania? - zapytała zaskoczona dziewczynka.
- Tak. Atakuj.
Po chwili wahania Ezra skoczyła w moją stronę, wymachując mieczem. Blokowałam z łatwością każdy cios. Po niedługim czasie uczennica zorientowała się, że jej metoda nie jest skuteczna i zaczęła bardziej zważać na celność. Choć ani razu mnie nie trafiła, to radziła sobie całkiem nieźle, dopóki nie przeszłam do ofensywy. Zablokowała pierwsze trzy ciosy, ale przy czwartym wytrąciłam jej miecz z ręki. Dziewczyna natychmiast cofnęła się.
- Dobrze - pochwaliłam. - Ogólnie nieźle sobie radzisz. Będziemy musiały popracować nad techniką, ale jestem pewna, że szybko to ogarniesz. Masz ochotę na naleśniki?
<Ezra?>

Od Haze cd. Ruki

Ohydna woda. Nie ma to jak krew. - Myślałam, po kolejnych dopalaczach, gapiąc się w pofalowaną wodę. Proszki przestawały działać, ale zaburzenie myślenia i wzroku nadal przeszkadzało.
   Złożyłam skrzydła i zanurzyłam język w przezroczystej cieczy. Ble...
Kątem oka zarejestrowałam ruch. Chwiejnie odwróciłam się w tamtą stronę, pokazując kły. Mym oczom ukazała się czarna wilczyca. Yhm...
Podeszła do wody, pewną odległość ode mnie.
  Nowa. W ostatnim czasie dołączyły dwie wilczyce. Nyks i Ruka. Okay.  Nyks to raczej nie jest, zresztą, z nią miałam już do czynienia, więc to musi bić ta druga.
– Cóż...  Będziemy musiały współpracować. – Pochyliłam się z powrotem nad  taflą.
– Co?
– Ruka, informatorka i zabójca. Lat trzy... – Recytowałam wszystkie informacje, jakie zdołałam uzyskać.  – Mam te same stanowiska. Zapewne kilka razy będziemy razem pracować– wzruszyłam ramionami. 
– Skoro tyle o mnie wiesz... – Teraz pora na klasyczne pytania.
– Haze. – mruknęłam tylko, przerywając jej.

< Ruka? Sorry, że takie krótkie, ale questy muszę skończyć xD >

Od Aramisy CD. Haka

Wyrwałam rękę z dłoni chłopaka i spojrzałam na niego chłodno.
- Niemal wszyscy są tacy sami - powiedziałam cicho. - Myślą, że księżniczka potrzebuje nieustannej ochrony, jakby nie potrafiła sobie sama poradzić.
- Wcale tak nie myślę! - zaprotestował Hak.
- Tak? To dlaczego tego nie pokazujesz? Przez lata mieszkałam w tym zamku. Radziłam sobie bez nieustannej opieki. Teraz też sobie poradzę.
Powiedziawszy to, odwróciłam się i zaczęłam odchodzić. Gdy zamykałam za sobą drzwi, dostrzegłam, jak chłopak nadal stoi w miejscu. Jednak nie wróciłam się.
***
Ponownie spotkałam Haka dopiero wieczorem. Wcześniej zajmowałam się końmi ze stajni i treningiem Ezry. Gdy wypełniłam obowiązki swojego stanowiska, skierowałam się do głównej zamkowej kuchni. Byłam zaskoczona, widząc, jak znajomy chłopak rozmawia z kucharzem. Wziął od niego jakąś siatkę. Na jego twarzy dostrzegłam zdziwienie, gdy mnie ujrzał.
- Co tu robisz? - zapytałam bezbarwnym głosem.
- U wojowników zabrakło mięsa - wyjaśnił i ruszył ku wyjściu. Poczęstowałam się jabłkiem i również opuściłam kuchnię. Szybko dogoniłam Haka.
- Przepraszam za to w bibliotece. Doceniam twoją... troskę, ale... ciągłe uwagi na temat bezpieczeństwa strasznie mnie męczą.
- Rozumiem - odpowiedział. Uśmiechnęłam się delikatnie.
- Cieszę się.
<Hak?>

sobota, 17 grudnia 2016

Informacje

1. Asteria i Noah zostają usunięci z bloga za niepisanie opowiadań.
2. Nyks proszona jest o napisanie opowiadania.
3. Zachęcam do brania udziału w Evencie Świątecznym.
4. Proszę Was o zapraszanie nowych członków.
 
Aramisa

wtorek, 13 grudnia 2016

Od Haka CD. Aramisy

Spojrzałem trochę zaskoczony na Księżniczkę, ponieważ nie musiała mi dziękować, przecież to mój obowiązek.
- Nie ma za co... - odpowiedziałem, uśmiechając się przy tym. - Poza tym nie zrobiłem czegoś wielkiego...
- Może nie zrobiłeś niczego wielkiego, ale przynajmniej pomogłeś... - odparła dziewczyna, przyglądając się mojej czuprynie. Speszony pogładziłem włosy i usiadłem na rogu łóżka. - Jeszcze raz przepraszam, że tak późno przychodzę...
- Nie ma sprawy, tylko jeśli masz zamiar reszcie podziękować to radzę poczekać do rana... - ziewnąłem dyskretnie, tak aby dziewczyna nie zauważyła. - W ogóle powinnaś poczekać do rana nawet z podziękowaniami dla mnie...
- Masz rację, ale przecież po zamku nie latają demony, czy coś...
- Różnie to bywa... A poza tym... - Wstałem z posłania i podszedłem do Księżniczki, przygważdżając ją do ściany, moja twarz pochmurniała. - A co jakbym ci coś zrobił?
Nie chciałem jej straszyć, ani nic. Chciałem tylko, aby zrozumiała, że nawet w zamku może się kryć niebezpieczeństwo. Aramisa nie odpowiedziała, tylko wpatrywała się we mnie zaskoczona. Nagle odepchnęła mnie i wyszła z pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi. Ups... Coś mi się wydaję, że kopię sobie własny grób...

~~*~~

Rano wstałem wcześnie i poszedłem na śniadanie. Kiedy zmierzałem do kuchni minąłem po drodze Księżniczkę, jednak ona zignorowała mnie i przeszła obok mnie bez słowa. Jak już mówiłem, chciałem jej tylko uświadomić pewien fakt... Zjadłem pospiesznie kanapkę z szynką i wróciłem do pokoju, gdzie Ao i San bawili się w berka. Nie chcąc im przerywać pośpiesznie wyszedłem ponownie na korytarz. Postanowiłem przejść się do biblioteki, aby sobie coś ciekawego poczytać. Skierowałem się w stronę ogromnych regałów i nagle zobaczyłem Księżniczkę, która kiedy mnie zobaczyła z miejsca odłożyła książkę i ruszyła do wyjścia. Złapałem ją za rękę i przyciągnąłem do siebie.
- Księżniczko... - zacząłem. - Nie chciałem Cię zezłościć... Więc proszę nie unikaj mnie...

< Księżniczko? >

piątek, 9 grudnia 2016

Prezent Mikołajkowy

Jak wiecie, przez trochę ponad 24 godziny można było szukać świątecznego kota. Osoby, które go znalazły - Haze, Ezra i Ruka - otrzymują 20 K.

Asteria proszona jest o napisanie opowiadania lub wzięcie nieobecności do 17.12. W przeciwnym razie zostanie wydalona.
 
Aramisa

czwartek, 8 grudnia 2016

Od Ruki

Po dołączeniu do watahy od razu zaczęłam obchód terenu. Wataha jak wataha - wielkie lasy, kilka jezior, polan i innych. Mimo to z nudów zaczęłam zwiedzać. Kiedy znudziło mi się już nawet chodzenie, wzbiłam się w powietrze, ponad chmury. Było już ciemno, a na nieskazitelnym niebie mieniło się wiele gwiazd. Natychmiast odwróciłam wzrok wspominając Danielle. Zanurkowałam w chmury i tam z czymś się zderzyłam. Co prawda wyczuwałam czyjąś obecność, ale przecież w wataha ma wielu członków. Być może był to jeden z nich.
Teraz byłam już pod chmurami. Dostrzegłam wilka, który najpierw spadał, ale się odratował i odleciał. Mnie zawsze chroniła mgła, tak było i tym razem. Ale wilki z naturalnymi skrzydłami mogą mieć w powietrzu problemy.
Po godzinie wróciłam na ląd i dotarłam do wodopoju. Tam również spotkałam tego samego wilka. Nic nie mówiąc podeszłam do wody. Chciałam sprawdzić kim jest ten wilk.
<Ktoś?>

środa, 7 grudnia 2016

Od Haze cd. Aramisy

Z ponurym uśmieszkiem obserwowałam watahę. Właśnie znaleźli martwą wilczycę. Trochę im to zajęło, bowiem łowca, który ją znalazł, był w ciężkim szoku i nie mogli nic z niego wyciągnąć. Naprawdę, te wilki mnie rozśmieszają...
Poprawiłam kaptur i przeskoczyłam na kolejną skałę. Jeden basior z eskorty prawdopodobnie mnie zobaczył, i teraz sam zmierzał w moją stronę. Głupi. Nigdy nie idzie się samemu do nieznanego zagrożenia. Ale... Niech mu będzie.
  Złapałam się pobliskiej gałęzi i podciągnęłam. Nie mogę go zabić, szkoda tylko broni. Zgubię go przy Sterczących Skałach, które są w przeciwnym kierunku, niż królestwo z którego pochodzę.
Obejrzałam się przez ramię, skacząc po drzewach.
    Wzrokiem  namierzyłam już odstające fragmenty skał, a strażnik nadal mnie gonił. Miał dobrą kondycję, nie powiem. Jego jedynym uzbrojeniem, był sztylet. Mogłam go spokojnie uszczelić. Drzewa już tu nie rosły, więc zeskoczyłam na zimną ziemię, podpierając się jedną ręką, by nie stracić równowagii. Podniosłam się i rzuciłam w stronę skał. Wbiegłam na glebę usłaną głazami. Okay... Co by teraz...
Ostrze musnęło moją pelerynę, przebijając się przez nią i robiąc płytką ranę na ramieniu. Syknęłam, łapiąc się za rękę i nadal biegnąc. Sztylet wilka wbił się skałę. Nawet nie chciałam wiedzieć, jakim cudem, więc tylko odczepiłam go w biegu od powierzchni. Cały, prócz rękojeści, obsmarowany był przeźroczystą mazią. Struktura i zapach wskazywały na roślinę, która powodowała w małej ilości halucynacje i bezwład mięśni, a w dużej lub po długim czasie nawet śmierć.
   Miałam ochotę krzyczeć, gdy zdałam sobie sprawę, że właśnie ta trutka już krąży w mojej krwii. Nie mam antidotum na nią!
Moje ruchy stawały się coraz wolniejsze, a głowę wypełniał trzepot skrzydeł. Zamazał mi się świat, a po chwili rąbnęłam w... skałę. Zamrugałam, rękami podpierając się o głaz. Ten ochroniarz musi mieć odtrutkę! Wystarczy go tylko pokonać...
***
Wściekle uderzyłam kolejny raz o metalowe drzwi. Akurat meteriał, który jako jedyny jest odporny na magię. Czemu może być tu tylko małe okienko, z którego i tak nic nie widać, bo wszystko zasłaniają strażnicy. Zabrali mi pelerynę i broń. Nawet durnowaty scyzoryk. A zamiast nich położyli metalowy kubek z wodą... W której wymieszano środek uspokający.
    Walnęłam jeszcze raz  i wycofałam się do tyłu. Durne wilki. Durna północ. Durny świat. Plecami dotknęłam zimnej ściany. Powoli osunęłam się na podłogę, następnie przecierając powieki.
– Akkur? – szepnęłam, podnosząc głowę. Wąż zasyczał, powoli wypełzając z kąta. –  A co ty tu robisz?
Nie wyczuli mnie - padła odpowiedź. Przerzuciłam się na myśli.
– Dzięki, że mnie nie zostawiłeś. – wzięłam go na ręce.
Nie miałem wyjścia. – wywróciłam oczami.
Słuchaj... Posłużysz mi za posłańca. – obmyślałam plan – Wprowadziłam ich prawdopodobnie w błąd co do pochodzenia, ale w razie ataku na królestwo Aramisy, jej wojska muszą wiedzieć jakie antidotum przygotować. Nie dostałam informacji, więc pewnie nie wiedzą o posiadaniu trutki. Tak więc, twoim zadaniem będzie powiadomić o tych dwóch rzeczach. – wstałam i przystawiłam obolałą dłoń do krat w oknie – Ah... I masz nie wspominać o mojej sytuacji, jasne?!
Jak słońce. - Odparł, zsuwając się i znikając poza więzieniem.
Zerknęłam za nim, po czym skierowałam wzrok na naczynie. W sumie... Jak mam tu gnić, zapewne czekając na kata...
***
W takiej temperaturze wszystko potrafiło się zj***ć. Akkur nie wracał przez kilka godzin. Coraz bardziej się o niego denerwowałam. Mógł zdradzić moje położenie. Jeżeli to zrobił, osobiście wydrapię mu oczy, jak tylko się wydostanę. 
   Cisza panująca w lochach dobijała. Przerywały ją, na szczęście, kroki i oddechy straży...
Nie potrzebuje broni ten, który sam nią jest. - przypomniałam sobie słowa osoby, którą straciłam dawno temu...
< Ara? Za dużo o  Celaenie się naczytałam xD  plusem jest to, że w końcu dłuższe opko :3 >

wtorek, 6 grudnia 2016

Ruka


Imię: Rukatunturi, po prostu Ruka
Wiek: 3 lata
Płeć: Wadera
Klan: Nocy i Wiatru
Hierarchia: Mieszkaniec
Stanowisko/a: Zabójca, informator
Moce:
- Potrafi utworzyć czarną mgłę i robić z nią co chce np; tworzyć z niej kule mroku, czarne pociski - kule stworzone z mroku i gwiezdnego pyłu - śmiercionośne, otoczyć kogoś kręgiem mroku, osłonę z mroku, kształtowanie mrocznej mgły, ściana mroku itd.
- wzywa dusze zmarłych wilków i innych stworzeń magicznych
- może zmieniać sny na koszmary i na odwrót
- jest odporna na większość trucizn
- tworzenie gwiezdnej burzy
- lata bez skrzydeł
- szybka regeneracja ran
Umiejętności: biega z prędkością 10 razy większą od geparda, co sprawia, że możesz zauważyć tylko czarno-niebieską łunę kiedy przebiegnie obok ciebie ( tak samo w wodzie i powietrzu), doskonale widzi w ciemności,
*Siła 15
*Zabójczość 25
*Wytrzymałość 20
*Inteligencja 25
*Zwinność 15
Charakter: Ruka nie jest miła i życzliwa dla innych, a przynajmniej dla obcych. Życie nauczyło ją nie ufać nikomu i zawsze mieć się na baczności. Tak zachowuje się w stosunku do każdego obcego, więc nie licz na to, że akurat ciebie polubi od razu. Zaatakuje cię, jeśli wykonasz niewłaściwy ruch, albo po prostu ją wkurzysz. Jeśli jednak nie będziesz zbyt upierdliwy, konkretny, a przede wszystkim lojalny jest dość duża szansa, że cię polubi. Ale zanim wykażesz się lojalnością, będzie czujna i zawsze będzie cię mieć na oku. Kiedy zacznie cię tolerować, śmiać się z tobą, polubi cię, stanie się twoją najlepszą przyjaciółką i powierniczką. Ona nie jest zła, tylko uważna. Jej najlepszymi cechami są wierność i wrażliwość ukryta gdzieś w środku. Jeśli cie nimi potraktuje, czuj się wybrańcem. W niej też jest dobro, trzeba tylko dać jej trochę czasu, a sobie dodać odwagi i cierpliwości.
Cechy szczególne: Kiedy się zdenerwuje, wszystko zalewa się mrokiem i słychać grzmoty;
gryzie tak, że aż łamie kości, często można zauważyć niebieską powłokę bądź wstęgę wokół niej co jest związane z jej mocą kontaktowania się ze zmarłymi.
Status: Wolna
"Po co mi ograniczenia, które w dodatku mogą mnie zabić?" - Ruka
Liry: 100
Korony: 5
Lubi: Samotność, wyzwania i o dziwo taniec i śpiew, ale zwykle mroczne i niezbyt lukrowe kawałki
Nie lubi: Gdy ktoś papla o byle czym lub jest zbyt natarczywy i niekonkretny - wtedy nie ręczy za siebie, osób które boją się powiedzieć co myślą na głos, a szepczą za twoimi plecami
Głos: Juliet Simms
Rodzina: Matka-Scarrence Ashhole(nie żyje), ojciec-Suckerrer (nie żyje), dziadek - Riahi, babcia-Cassie(nie żyje)
Historia: Ruka na swojej drodze spotkała wiele zła i nieszczęścia innych. Zacznijmy jednak od początku, a konkretniej od jej imienia.
Rukatunturi - w jej watasze imię to oznaczało siłę, wytrwałość, niezależność, perfekcyjność, wyzwanie, ale przede wszystkim surowość i złość.
Imię to pasowało do niej prawie doskonale. Dlaczego prawie? Dlatego, iż miała ona wszystkie te cechy oprócz zła. Nie była okrutna, nie dokuczała innym. Rodzice byli z niej dumni, w przeciwieństwie do jej dziadka, Riahi, który pragnął by była ona istnym wcieleniem zła. Ale kim byli jej rodzice i dziadek?
Ona i jej rodzina pochodzili z mroźnych okolic północnego koła podbiegunowego. Tam wilki były zazwyczaj białe, by móc się lepiej maskować, ale nie tyczyło się to Ruki i jej rodziny, którzy mieli czarne umaszczenie, ponieważ mieli trochę bardziej mroczne korzenie niż inne wilki.
Matka - Scarrence Ashhole; córka demona Riahi i miłosiernej, życzliwej wilczycy Cassie. Riahi jako młody demon zakochał się w słodkiej Cassie. Po jakimś czasie urodziła im się córka. Wtedy demoniczność Riahiego coraz bardziej dawała się we znaki. Podczas walki z innym demonem, zginęła Cassie. Riahi wpadł w rozpacz i wściekłość. Jednak nie skrzywdził córki. Zabrał ją do jakiejś watahy wilczych demonów i rzadko odwiedzał.
Ojciec - Suckerrer - jego ojciec i matka byli pół demonami. Ale było w nim ziarnko dobra. Kiedy Scarrence dołączyła do watahy, zaprzyjaźnił się z nią, a później w niej zakochał. Razem uciekli z watahy bojąc się reakcji demonów na ich miłość. Dotarli do pewnej watahy i tam zamieszkali. W dniu narodzin Ruki zjawił się jej dziadek i to on nadał jej imię. Później postanowił pozostać z rodziną, aby móc wychować Rukę na zepsutego do szpiku kości wilka. Jednak to mu się nie udało.
Ruka rosła i świetnie spisywała się we wszystkim co robiła. Jednak spokój nie trwał długo. Pół roku po narodzinach Ruki na ich watahę napadły demony. Te same rozwścieczone demony, które nie zrozumiałyby miłości między demonami. Opanowały teren watahy, zabiły wszystkie zwierzęta, a ziemia stała się martwa. Ruka patrzyła na rzeź z ukrycia. Nie mogła nic zrobić, nie znała jeszcze bowiem swoich mocy. Ostatnimi żywymi zostali jej rodzice. Jako iż mieli oni w sobie niezwykłą krew demonów, umierali długo i w męczarniach, ponieważ nie tak po prostu można zniszczyć demona. Ruki chciała pomóc rodzicom, ale nie mogła się ruszyć. Nie wiedziała, że to jej dziadek używa do tego swej mocy, by ją chronić. Po śmierci rodziców przyszła kolej na niego. Nie poniósł śmierci, jednak został zesłany do podziemi. Demony odeszły nie wiedząc o istnieniu Ruki. Oprócz jednego-Kazym. Był to młodziutki demon, który nie patrzył na rzeź, lecz w stronę malutkiej groty, gdzie parę sekund temu osunęło się kilka kamyczków. Tam dostrzegł Ruki, lecz później nigdy więcej jej nie zobaczył.
Półroczna Ruki wyszła z ukrycia po kilku dniach. Była głodna. Sucha i gorąca ziemia parzyła ją w łapy. Mała biegła ile miała sił. Inni widzieli tylko niebieską łunę zamiast niej. Dostrzegła ją raz pewna wilczyca o imieniu Danielle, która z czasem stała się jej matką. I tu kolejne nieszczęście. Z czasem Ruki zaczęła odkrywać swoje moce. Pewnego dnia Ruki bawiąc się swą mocą wywołała gwiezdną burzę. Jedna z gwiazd trafiła Danielle w głowę i ta zmarła na miejscu. Zrozpaczona Ruki chciała popełnić samobójstwo, skacząc z klifu. I tu znów coś odkryła - swoje mgliste skrzydła. Spróbowała po raz drugi - chciała dźgnąć się nożem. Wtedy jej oczom ukazał się Kazym. Nic nie mówiąc wyrwał jej nóż z łap i dotknął jej serca. Przekazał jej w ten sposób cześć swej mocy, by pomóc waderze pogodzić się z tym co zrobiła. W ten sposób Ruki stała się jeszcze bardziej wytrzymała, inteligentna, lubiąca wyzwania, ale tez niestety trochę arogancka, złośliwa, bezwzględna. Po tym wydarzeniu przez rok była sama. Sama polowała, latała, nudziła się. Po jakimś czasie spotkała członka tej watahy i postanowiła dołączyć. Kto wie, co z tego wyniknie?
Autor: Howrse/lolavolcan
Za skrzydłami

poniedziałek, 5 grudnia 2016

Prezent Mikołajkowy

Z okazji Mikołajek od teraz do jutra, 23:59, trwają poszukiwania kota ukrytego gdzieś na blogu. Każdy, komu uda się go znaleźć i prześle mi dane na temat jego położenia, otrzyma drobny prezent. Zachęcam do poszukiwań i niech los Wam sprzyja!
 
Aramisa

sobota, 3 grudnia 2016

Event Świąteczny

Niedługo święta, czas, kiedy wilki spotykają się z przyjaciółmi i rodziną. Z tej okazji odbędzie się kolejny event, trwający do 27.12. W ten dzień postaram się podsumować wydarzenie.

1. Zbieranie Śnieżynek
Śnieżynki to specjalna waluta, którą można wydać na Świątecznym Targu. Otrzymuje się ją za wykonanie eventowych questów i za każde napisane opowiadanie.

2. Quest "Zabójca ognia"
Pewnego dnia przypadkowo trafiasz na terytorium zajmowane przez feniksy. Ku twojemu zdziwieniu, gniazda ognistych ptaków pokrywa szron, a one same powoli zamarzają. Jeden z nich wyjawia ci, że dzień wcześniej pojawił się wśród nich tajemniczy wilk w białej pelerynie. Zostawił po sobie lodowe ślady. Postanawiasz odkryć, kim jest owa osoba.
Jak przebiega Twoja podróż? Kim jest tajemniczy wilk? Co robisz, gdy już go znajdujesz?
Opowiadanie powinno zawierać minimum 400 słów.
Nagroda: 5 Śnieżynek

3. Quest "Mroźne zaklęcie"
Wędrując przez las, spotykasz młodą wilczycę. Jest wychudzona, wyziębiona i ma złapaną łapę. Zabierasz ją na Zamek. Podczas kolacji z Królową, Księciem oraz kilkoma innymi wilkami nieznajoma ujawnia swoją prawdziwą tożsamość. Rzuca na Zamek zaklęcie, które mrozi wszystko i wszystkich. Tylko Tobie cudem udaje się uniknąć losu pozostałych. Musisz cofnąć zaklęcie, nim ogarnie całe Królestwo, a potem okoliczne ziemie.
Jak wygląda nieznajoma? Jak postanawiasz złamać zaklęcie? Czy ci się udaje?
Opowiadanie powinno zawierać minimum 400 słów.
Nagroda: 5 Śnieżynek

4. Quest "Śnieżny Królik"
Wedle legendy co roku 24 grudnia do Królestwa przybywa Śnieżny Królik. Mówi się również, że złapany królik spełnia jedno życzenie. Akurat udaje ci się go zobaczyć. Ruszasz jego śladem.
Jak przebiega pościg? Czy udaje Ci się złapać stworzenie? Jeśli tak, czy to prawdziwy Śnieżny Królik? Czego sobie w tym wypadku życzysz?
Opowiadanie powinno zawierać minimum 300 słów.
Nagroda: 4 Śnieżynki

5. Quest "Święta"
Opisujesz swoje święta. Jak spędzasz ten czas?
Opowiadanie powinno zawierać minimum 200 słów.
Nagroda: 3 Śnieżynki

Trzy najlepsze opowiadania otrzymają dodatkowe nagrody.
W questach oceniać będę długość, ciekawość, estetykę, poprawność ortograficzną i interpunkcyjną, spójność oraz oryginalność. Opowiadania można wstawiać do 26 grudnia, 18:00.

Wszelkie pytania należy kierować do graczki Heroica na howrse bądź  hobbithommik@gmail.com.
Zachęcam do brania udziału w evencie! Liczę na Wasz udział!
Pozdrawiam, Aramisa

piątek, 2 grudnia 2016

Informacje

Minął listopad i nadszedł grudzień, czas więc na nieco informacji.
1. Noah proszony jest o napisanie opowiadania do 11 grudnia.
2. Wkrótce pojawi się Event Świąteczny, zachęcam do brania w nim udziału.
3. Odbędzie się Noc Spadających Gwiazd, na którą wilki mogą zapraszać rodzinę, przyjaciół czy ukochane osoby. Opowiadania można pisać od 30 grudnia do 1 stycznia.
4. Osoby, które nie nadesłały maili, proszone są o ich wysłanie lub kontakt z graczką Heroica.

To już najprawdopodobniej wszystko z mojej strony.
 
Aramisa

Od Aramisy CD. Haka

Nim przybyli strażnicy, którzy zajęli się pokonanymi, Dexter i Rhine ponownie przemienili się w Alaina i Dorian. Potem wszyscy wróciliśmy do zamku. Hak poszedł do swojej komnaty, a ja z braćmi ruszyliśmy wpierw do jadalni, a potem do kuchni. Uznaliśmy, że posiłek zjemy w moim apartamencie. Wzięliśmy po tacy i zaczęliśmy "obrabowywać" lodówkę i szafki. Rhine zrobił sobie sałatkę i włożył ją wraz z białym serem między dwie kromki chleba. Dexter zabrał pomidora, mozzarellę i jakieś wędliny z bułką, a do tego talerz zupy. Do picia wzięli po kubku kawy z miodem. Ja zaś wzięłam sałatę z pomidorem i sosem, tosty z ziołami i masłem, jakąś wędlinę, pączka oblanego czekoladą, pierniczki, kawałek babki cytrynowej i olbrzymi kubek herbaty.
- Siostra, ty nie przesadzasz? - rzucił Dexter, widząc moją kolację.
- Potrzebuję cukru - odparłam.
- Po tych cukierkach? Nie przesadzasz? Nie będziesz mogła spać - odparł Rhine z uśmiechem. Zaśmiałam się cicho.
Wzięliśmy tace i ruszyliśmy w kierunku moich apartamentów.
***
Jakieś dwie godziny później bracia poszli, a ja zdrzemnęłam się na jakieś pół godziny. Po przebudzeniu przypomniałam sobie, że jeszcze nie podziękowałam Hakowi i pozostałym za pomoc. Ruszyłam więc w kierunku mieszkania chłopaka. Po jakimś czasie zapukałam w solidne drewniane drzwi. Czekałam chwilę, aż z pokoju wyjrzał Hak. Miał rozczochrane włosy. Wszystko wskazywało na to, że spał.
- Przepraszam, że przychodzę tak w nocy. Obudziłam cię?
- Tak, ale w sumie się wyspałem. Wejdź - odpowiedział chłopak, gestem zapraszając mnie do środka. Weszłam do pokoju, a gospodarz zamknął drzwi.
- Chciałam podziękować ci za pomoc w schwytaniu tych moich niedoszłych zabójców.
<Hak?>

czwartek, 1 grudnia 2016

od Oriona cd Nyks

Wadera dziwnie wyglądała krwawiąc z oczu i innych części ciała. Pewnie jej ciężko było jak rodzic ją potraktował. Podszedłem do niej i co dalej, przytulić ją czy krzykiem przyprowadzić ją do porządku.
- Hej, uspokój się... zaraz pokażę ci twoje miejsce zamieszkania, chodź ze mną- powiedziałem poważnym tonem
Wadera wytarła krwawe łzy i poszła ze mną.
Daleko nie było zaledwie kilka kroków, później poszliśmy nad wodę aby obmyć waderę ze śladów krwawych łez
- Już lepiej?
- Tak, nawet już jest świetnie bardzo
Ucieszyła mnie ta wiadomość
- No to czas abyś poznała innych członków Królestwa... chodź przedstawię cię innym
- Nie, nie trzeba
- Jaki to ma sens że, należysz tutaj i nie znasz nikogo poza mną i mojej kuzynki
- No dobrze chodźmy- powiedziała po chwili namysłu
Gdy ją przedstawiłem zostawiłem ją z nowo poznanymi osobami i poszedłem do swoich spraw
papierkowych, Aramisa już jako władczyni miała dużo pracy więc pomogłem jej
- Doszła ta nowa
- Słyszałam- skomentowała od razu Aramisa
- No i co
Siedzieliśmy przed papierami aż do końca aż nagle do gabinetu wpadła Haze, nie za bardzo za sobą przepadaliśmy więc zamiast patrzeć na nią zająłem się papierową robotą
Aramisa zajęła się z rozmową z nią a ja segregacją papierów. Przytuliłem Kuzynkę na pożegnanie i wyszedłem. Wtedy spotkałem Nyks
- Nyks, to znaczy Tyks... i jak, czemu jesteś sama?

<Nyks?>

Od Nyks cd Orion


To był piękny dzień w którym działo się naprawdę dużo przepięknych rzeczy.
Nowe królestwo , nowi towarzysze...ahhhh.
-A więc , też jesteś z klanu iluzji ?
Pytał Orion doprowadzając mnie po terenach.
-Aha.
Odpowiedziałam z przymkniętymi oczami.
-Tyks ? Co ja mówię Nyks...łapa ci krwawi.
Niieeeee!!!!! Nie teraz !!!! Nie!!!!!
-Coś źle powiedziałem czy....
Zaniepokoił się.
-Orion....Orion....proszę nie bój się mnie z tego powodu , ale....matka wyparła się mnie tego właśnie powodu.Płacze krwią nie łzami , czasem nawet krwawią mi łapy , z uszu też , oczu , głowy , nosa.Nie sprawia mi to bólu na wykrwawienie nie umrę.Mam tak od urodzenia że po każdym "krwotoku" przybywa mi więcej krwi.Z tego powodu nie przyjmowali mnie do innych watah i...Bali się mnie.
Basior spojrzał na mnie.
-Przepraszam za brutalny prawdę.Chyba pójdę...już....tylko wezmę kilka swoich rzeczy z....a tam chyba nie chcesz pół demona pół kitsune pół wilka w królestwie....
Z oczu zaczęła mi cieknąć krew , myślałam że to już koniec.
Or , mnie zatrzymał na siłę i zaczął :
-Nienawidzę Wilków które cyganią a taka prawda nie jest.Wręcz uwielbiam tych którzy przyznają się do swoich wad.
Uśmiechnął się.
-Dziękuje , że przy mnie jesteś.
Odpowiedziałam.Cieszyłam się że jest ktoś przy mnie który się mnie nie boi albo co innego.Cieszyłam się że jestem tutaj.
<Aż zaczęłam płakać default smiley ;) >