poniedziałek, 26 grudnia 2016

Od Haze - Quest "Zabójca Ognia"

Obserwowałam obłoczek pary, wydobywający się z moich ust i lecący ku górze. Było zimno. Nawet bardzo. Śnieg trzaskał pod moim ciężarem. Za sobą zostawiałam odbicia łap.
   Według tej mapy, którą studiowałam przez godzinę, powinnam być w okolicach terenów, na których widziano wrogie ptaki, o piórach z metalu. A tu nawet śladu po nich! Najbardziej prawdopodobne było to, że ktoś kłamał, a najmniej, że po prostu się zgubiłam.
Z westchnieniem rezygnacji zmieniłam się w człowieka i przejechałam ręką po lodzie, który przypomniał ptaka. Wtem coś złapało mnie za dłoń. Drgnęłam, patrząc na zakrzywiony, szary dziób i czarne oczy zwierzęcia, w których krył się zarówno ból, jak i zaciekawienie. Pomarańczowe upierzenie pokryte było szronem, a dwa sterczące, długie pióra wydawały się być soplami lodu. Feniks? Przecież mróz je zabija! One są typem ognistym... To co on tu robi.
   Zwierz puścił, nadal się na mnie patrząc. Oczekiwał czegoś. Rozejrzałam się. Naliczyłam kilkanaście podobnych figur i niemal o połowę mniej feniksów, które się ruszały.
- Co tu się stało? - Mruknęłam do siebie. Ptak zaczął skrobać pazurem w ziemi.  Patrzałam na niego, to na zmarzniętą glebę.
- Wilk w pelerynie... - Mruczałam pod nosem. Feniks stracił śnieg na ubranie wilka. - Ze śniegu? - Energicznie potrząsnął głową. - W białej?
Zaczął znowu, co odebrałam jako znak, iż zgadłam.
   Kilka  minut później wstałam i podeszłam do wskazanego przez feniksa miejsca. Ślady łap. Osobnik lekkiej wagi, prawdopodobnie wadera. Albo wychudzony basior.
Podniosłam wzrok, podążając nim za śladami. Mogłabym pomyśleć, że to wilk z Północy, ale ślady w lodzie ujawniały, że pochodzi z Południa.
Skrzek bólu otrząsnął mnie z zamyślenia. Nie można zostawić ich na pastwę losu. Jakiś wulkan, ciepłe miejsce... Gdzie takie miejsce znaleźć w zimie?! Argh... Pozostaje zamek. Byłoby ciekawie. - Zachichotałam na myśl, o ognistych ptakach siejących spustoszenie w budynku.
  Cicho gwizdnęłam,  pochylając się nad lodowymi rzeźbami. Miałam nadzieję, że Rowan usłyszał wezwanie.
Zebrałam wszystkie  zwierzęta obok siebie, by ogrzewały się wzajemnie, i akurat donosiłam do nich ostatniego, gdy kopyta z głuchym stukotem dały znak o przybyciu konia. Aksamitne oczy kopytnego zdradzały, że był na mnie zły, za wezwanie w takie miejsce. 
Uśmiechnęłam się, głaszcząc ogiera po płaskim łbie.
– Rowan, pomożesz mi, prawda? – wyszeptałam. Zarzucił głową, co raczej oznaczało "Tak". 
Przejrzałam rzeczy, które miałam przy sobie. Koc, lina, kilka ciepłych ubrań. Okay, powinno się udać je przewieźć.
    Rozpaliłam ognisko, co było dość trudne i zajęłam się łączniem w bezpieczny sposób sznura z płachtą. Lód na piórach troszeczkę stopniał, przez co teraz był wygładzony i lśniący. Co chwilę patrzyłam na zmarznięte ptaki.
    W końcu, po jakiejś godzinie, oplotłam wokół Rowana linę, a na kocu posadziłam feniksy. Wskoczyłam na młodego konia pociągowego i zachęciłam do ruszenia.
***
Koń naparł kopytami o śnieg. Byliśmy bardzo blisko celu, a on miał dosyć zaciągania ptaków. Dawno zeskoczyłam z jego grzbietu, idąc teraz obok jego głowy. 
– Dawaj... – mruczałam cicho, jak automat. Myślami byłam przy wilku. Podsumowałam fakty i uznałam, że jestem w kropce. Biała peleryna, Południe, klan lodu...
    Rowan zatrzymał się przed bramą. Kiwnęłam głową do strażników. Zrozumieli sygnał i gdy tylko odczepiłam linę, zabrali feniksy do środka. Dałam Rowanowi odpocząć, a sama wróciłam na zamrożone tereny.
      Przetarłam dłońmi ramiona, wdychając powietrze, przepełnione zapachem siarki i zimy. Prócz odbić łap, wilk nie zostawił żadnych śladów.
Podniosłam głowę, patrząc się w niewidzialny punkt. Jeżeli nie cofnie się czaru, może on się rozprzestrzenić.  Zazgrzytałam zębami. Nie muszę powiadamiać o tym, gdzie się wybieram. Jako informator muszę też się dowiedzieć, co spowodowało tę pogodę, na terenach zazwyczaj ciepłych. A brak informacji nie ułatwi mi pisania raportu. Tak więc, wszystkie ruchy dozwolone.
***
Spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy i wymknęłam się na dwór. Było jeszcze zimniej niż w dzień - czego się spodziewałam po zimie? - a panująca cisza była przygnębiająca. Plusem był brak strażników.
   Gdy zawiał wiatr, prosto w moją twarz, nie wiedziałam, czy zwrócić kolację, czy się dusić. Była to u mnie częsta reakcja na podmuchy. Uczucie minęło, więc mogłam iść dalej.  Mym celem było południe.
Zaczęłam nucić piosenkę.
      Szłam wszystkimi znanymi skrótami. Granica była blisko, gdy w tym samym kierunku co ja, powietrze przeszyła biała peleryna. Moja reakcja była błyskawiczna- zmiana w wilka i ogrodzenie najbliższego terenu wysokim murem, który wręcz przypomniał pokój, bowiem posiadał jeszcze górną ścianę.
Wzniosłam się w powietrze. Moje serce waliło tak głośno, że byłam wręcz pewna, iż tajemnicza postać je słyszy.
   Załopotałam skrzydłami, oblatując całą "klatkę". Nic. Ani śladu.
Nagle, ni stąd, ni zowąd, rozległo się głośne sapanie. Z uśmiechem zleciałam w dół. Ale, zamiast wilka, zobaczyłam byka. Zwierz dumnie podnosił długie rogi, a jego onyksowa sierść lśniła od potu. A jego oczy... Jego oczy były najdziwniejsze- czarne i puste. Jakby... Nie ssaka.
Zmrużyłam oczy i wysunęłam kły. Zaatakowaliśmy w tym samym momencie. Wbiłam zęby w jego nogę, po czym ją puściłam i splunęłam. Jego krew była inna. Ohydna. Jeleniowaty kulał, jednak zahamował i odwrócił się. Z jego chrap unosiła się para.
Wyglądem przypomniał żywego trupa, jednak one nie oddychają. Możliwe, że był posłańcem.
Ale nadal nie rozumiem, jakim cudem. Przecież wyraźnie widziałam białą pelerynę, a złapał się tylko jeleń.
Zaszarżował. W porę się uchyliłam, ale jego róg przejechał mi po grzbiecie.
Syknęłam. Wypuściłabym go, ale moc nie  chciała ustąpić. Pierwszy raz od bardzo dawna nie mogłam  usunąć iluzji.
Słyszałam stukot kopyt, który przerodził się w odbijanie się łap od gleby.
Kątem oka widziałam szarą sierść, siwe włosy i czerwone znaki na skórze istoty. Odwróciłam się, uważając, by nie odsłonić  gardła. Biała peleryna! Ha, wiedziałam, że coś tu nie gra! Wilczyca odsłoniła kły.
Cicho mruknęłam wiązankę przekleństw, gdy moje łapy przymarzły do podłoża. Serio? Widząc, że nie mogę się ruszyć, skoczyła. Pomyślałam, jak bardzo nienawidzę zimy, i przykucnęłam. Poleciała nade mną. 
Skrzywiłam się i uderzyłam skrzydłami w lód. Zabolało, ale zamrożona ciecz popękała i rozsypała się. Powtórzyłam ruch i byłam wolna. Jak chce wojnę, to ją dostanie.
Uniosłam się w powietrze, tworząc tuzin cienistych stworzeń. Były to gryfy, lwy, orły i wilki. Wszystkie czekały. Skoro iluzja nie działa, to od czego są inne moce? Ogień zwalcza lód, który zwycięża roślinność.
Phoenix Fire-Ice by LivandoWarknęłam gardłowo, gdy wadera zbliżyła się. Cienie odebrały to jako sygnał.
* Po długich męczarniach uznałam, że nie umiem opisywać walk- tepnijmy się do momentu, gdy jest już trup. *
Kazałam zniknąć Cieniom, zostawiając jednego gryfa. Jeszcze raz spojrzałam na rozszarpane ciało i ogólne pobojowisko. Wszystko pokryła srebrna i bordowa krew, szron osiadł na murze. 
Uderzyłam skrzydłami, lądując powoli na śniegu. Ostrożnie położyłam łapę na białym puchu. Odetchnęłam z ulgą. Po chwili udało mi się usunąć mur.
  Upewniłam się, czy obca nie żyje. Nie wyczuwałam pulsu, ani oddechu. Cóż... Miejmy nadzieję, że jej śmierć cofnie czar.
  Już miałam usiąść na cienistego gryfa, gdy ziemia załamała się. Błękitny duch wilczycy wyszedł z jej ciała i uśmiechnął się. Nie było w tym nic przyjaznego.
  Zaczęłam spadać w dół.
Gorączkowo machałam łapami i skrzydłami, jednak nic to nie dało. Ciemność była coraz bliżej...
Od autorki
Żeby nie było. Gryf specjalnie pojawił się na końcu, a Haze żyje. Wesołych świąt! XD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz