wtorek, 17 stycznia 2017

Od Haze

Wyszłam z lokalu. Już dawno było po północy.
~ Jesteś pijana.
– Akkur, nie jestem! To był zaledwie kieliszek... – potknęłam się.
~ Kieliszek? Raczej cztery flaszki!
– E tam. Mogę rozmawiać i chodzić, więc nie jest źle! Jestem tylko lekko wstawiona. Bywało, że gliny zaciągały mnie do domu... – wybełkotałam.
Przeszłam z lewej strony chodnika na prawą.
~ Ale wiesz, że masz złamany nos?
Zignorowałam węża.
– Grawitacja to zło... – mruknęłam – Czuję się jak w krzywym pokoju; ściąga mnie na wszystkie strony.
~ Tak, a obcym mówisz, że omijasz dziury.
– Ten słup się naprzykrza! Trzeba mu przywalić... – warknęłam, ni stąd, ni z owąd. Zachwiałam się, podchodząc do jakiegoś pachołka.
~ Haze!
– Dobra, dobra... – przeszłam dalej. – Czemu ktoś rusza czarnymi plamami? Plamy, plamy... Wszędzie są plamy! Imwazja czarnych plam! – powiedziałam.
~ Nigdy nie zrozumiem ciebie, ani innych ludzi.
– Yhyhyhyh... Też się nie rozumiem. – zaśmiałam się.
Znowu zatoczyłam się na lewą stronę. Podparłam się dłonią o zimne cegły budynku.
~ Będziesz zwracać alkohol?
– Hm? Ni... Po pro... stu nic nie widzę.
Dostrzegłam jednak niewyraźną sylwetkę po drugiej stronie chodnika, oświetloną przez latarnię.
Później zdążyłam zarejestrować tylko zderzenie z ziemią i okropny ból.

< Ktoś? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz