niedziela, 30 października 2016

Od Haka - Tajemnica Jeźdźca Widmo

Miałem dzisiaj wolne, więc postanowiłem pójść do biblioteki. Niedługo miał się odbyć festyn i wszyscy byli zabiegani, ale nie ja. Wszedłem do pustego pomieszczenia i od razu skierowałem się w stronę regałów z książkami. Zacząłem przeszukiwać różne księgi, ale żadna z nich nie była na tyle interesująca, by przykuć moją uwagę. Nagle dostrzegłem bardzo starą księgę i sięgnąłem po nią. Tytuł był zakurzony, więc przetarłem dłonią skórzaną okładkę.
- "Legendy"...-Wymruczałem, otwierając gdzieś na środku.- "Jeździec Widmo"... To może być ciekawe...
Zacząłem czytać tę oto legendę i muszę stwierdzić, że mnie to wciągnęło.
"Tego dnia każdy z nas dobrze się bawił na festynie, zapominając o wszelkich problemach. Jednak każde z nas miało dziwne przeczucie, że coś się zaraz wydarzy. I nie myliliśmy się. Nagle wszystkie latarnie w mieście zgasły i zapanowała cisza... Taka cisza, że słyszałem przyspieszone bicie serca mężczyzny stojącego obok... Jednak tą ciszę przerwał przerażający krzyk kobiety. Wszyscy spojrzeliśmy w stronę dziewczyny, która cała trzęsąca się pokazywała palcem wydobywającą się zewsząd mgłę. Ta mgła była tylko przykrywką, dal poruszającej się w ciemności postacie. Wszyscy zbiliśmy się w ciasną kupkę, oczekując co będzie dalej. Usłyszeliśmy rżenie czarnego jak noc rumaka, który powolnym krokiem wyłonił się za gęstej mgły. Zasiadała go tajemnicza postać, całą jej ciało okrywała ciemna peleryna. Od razu dostałem gęsiej skórki i cofnąłem się, depcząc przy tym komuś po stopie. Postać przemówiła mrocznym głosem i oznajmiła nam, że jest młodzieńcem niesłusznie ukaranym przez władze karą śmierci... Ostrzegł nas, że jeszcze powróci. Kiedy nagle zniknął, światła ponownie zaczęły oświetlać miasto, ale nikt już nie chciał świętować... Wszyscy przestraszeni wrócili do domów... Przez następne kilka lat nikt nie śnił, by ponownie urządzić festyn. Byliśmy zbyt przerażeni, by zrobić krok do przodu... By przezwyciężyć strach... Jednak naukowcy wiele razy podejmowali się rozwiązania zagadki tajemniczego jeźdźca... Lecz po jakimś czasie to wydarzenie stało się tylko legendą, w którą nikt nie uwierzy..."
Odłożyłem księgę na miejsce, a moją głowę zaprzątały nielogiczne myśli, związane z tym całym jeźdźcem...
Eh... Trudno... Pójdę zobaczyć, czy nie potrzebują pomocy do przygotowania festynu...
~~*~~
Nie miałem zamiaru bawić się jak wszyscy wokół mnie. Miałem zadanie, by chronić Księżniczkę i Księcia, którzy również przybyli na to widowisko. Impreza dopiero się rozkręcała, ale już było widać zadowolenie na twarzach mieszkańców. Niepewnie spojrzałem w stronę Księżniczki, która rozmawiała ze swoim kuzynem. Nie wiem czemu, ale cały czas miałem dziwne przeczucie, że zaraz stąd zniknie... Pokręciłem głową, by pozbyć się pesymistycznych myśli. Nagle podeszła do mnie trójka dzieciaków przebranych za jakieś potwory.
- Daaa Pan cukierka?-Odezwała się dziewczynka i wraz z dwoma chłopcami podsunęła mi pod nos koszyk.
Dyskretnie zajrzałem do koszyka, gdzie leżały jakieś niezbyt dobre słodycze...
- Obawiam się, że nie mam żadnych przy sobie...-Na ich twarzach pojawiło się rozczarowanie.- Ale mam to...-Wyciągnąłem z kieszeni garść złotych monet i wręczyłem każdemu po kilka.
Przynajmniej teraz będą sobie mogły kupić jakieś dobre słodycze albo coś innego...
- Dziękujemy!-Odpowiedziały chórkiem i odeszły w podskokach.
Uśmiechnąłem się pod nosem i oparłem się o pobliską latarnie. Nagle podeszła do mnie Aramisa.
- Jak tam festyn?-Uśmiechnęła się do mnie.
- Jak dla mnie to może być...-Odwzajemniłem gest.-Słyszałaś może o legendzie Tajemniczego Jeźdźca?
- Hmm...-Zamyśliła się, a po chwili niepewnie dodała.- Coś kojarzę, ale nie za bardzo...
- Rozumiem...-Westchnąłem.- Nie zbierasz cukierków?
- Nie jestem dzieckiem!-Oburzyła się.
- Naprawdę?-Zaśmiałem się.
- Palant...-Mruknęła pod nosem. Spojrzałem w stronę ciemnej uliczki.
Jakiś dwóch pijanych mężczyzn, zaczynało się bić.
- Zaraz wracam...-Odparłem, podążają w stronę pijaczków.
Podszedłem do nich i spojrzałem na nich od stóp do głów.
- Ej Panowie proszę się nie bić, kiedy dama patrzy...-Wskazałem w miejsce gdzie powinna stać Księżniczka.
- Ale tam nikogo nie ma...-Spojrzeli na mnie jak na idiotę.
Obejrzałem się gwałtownie za siebie.
- Rzeczywiście... Co?!-Zignorowałem mężczyzn i wróciłem na miejsce, gdzie przed chwilą rozmawiałem z Księżniczką.- Gdzie ona jest?!
Trochę się tym zaniepokoiłem, ale po chwili stwierdziłem, że pewnie wróciła do Księcia. Westchnąłem i ruszyłem powoli w stronę wielkiej grupy mieszkańców. Niektórzy tańczyli, inni pili, a jeszcze inni pokazywali jakieś sztuczki... Już chciałem znaleźć Księcia, lecz wszystkie światła zgasły...
Co jest? Awaria czy co?
Ludzie zaczęli coś między sobą rozmawiać, jednak wszyscy zamilkli, kiedy pojawiła się dziwna, gęsta mgła... Kiedy reszta zaczynała panikować, ja starałem się znaleźć Księcia i Księżniczkę, jednak znalazłem tylko Oriona... Nagły stukot kopyt zmusił mnie, bym spojrzał co się dzieje dookoła. Czarny rumak pędził w stronę mieszkańców, którzy skupili się w wielką grupkę. Koń zarżał i zahamował gwałtownie. Dopiero teraz zauważyłem siedzącego na nim jeźdźca w czarnym odzieniu, a za nim siedzącą postać...
No chyba żartujecie... To niemożliwe, żeby to był on...
- Mam waszą Księżniczkę!-Odezwał się zachrypniętym głosem.
Że co kur*a?!
- Zabiję ją, żeby moja zemsta się dopełniła!
Zagryzłem wargę i analizowałem wszystko po kolei. Ta postać siedząca za nim... To Aramisa?!
Zacząłem się przepychać przez tłum, w stronę tajemniczej postaci. Jednak ta widząc mnie, wycofała konia i popędziła go.
- Czekaj!-Krzyknąłem za nim, dalej próbując wydostać się z tego tłumu.
Lecz po koniu został tylko unoszący się kurz. Światła znowu zaczęły świecić. Zatrzymałem się i przez chwilę miałem w głowie pustkę, jednak szybko się ogarnąłem i zacząłem obmyślać już swój mały plan. Poinformowałem Księcia, że powinniśmy się zbierać, na co on przytaknął głową, trochę dalej tym wszystkim zaskoczony. Wróciliśmy do zamku, gdzie odstawiłem Oriona do komnaty, a ja sam osiodłałem konia i ruszyłem w ciemny las...
~~*~~
Koń szedł powoli, a ja analizowałem wszystko, począwszy od legendy, aż do dzisiejszych wydarzeń.
Gdzie ona może być? Coś mi tu nie pasuje... Ale co?
Poczułem się obserwowany, więc pospieszyłem konia, który ruszył do kłusa.
W legendzie chyba nie było mowy o zemście...
Nagle wyjechałem na niewielką polankę.
- Nie mogę przecież jeździć w kółko...-Szepnąłem i zszedłem z wierzchowca. Usiadłem na dużym kamieniu i oparłem głowę na dłoni. Poczułem nagły chłód i zadrżałem z tego powodu.
Muszę ją znaleźć...
Spojrzałem na idealnie czyste niebo i gwiazdy delikatnie świecące na nim. Znalazłem z przyzwyczajenia kilka gwiazdozbiorów i zamknąłem oczy. Wokół mnie zerwał się silny wiatr, który przywołałem. Zawsze się odprężałem, kiedy wiał wiatr to przypominało mi kim jestem... Skąd pochodzę...
- Jesteś Grzmiącą Bestią?-Odezwała się tajemnicza postać.
Ścisnąłem drugą dłonią broń i zerwałem się na równe nogi.
- Kim jesteś?-Rozejrzałem się dookoła, ale nikogo nie było... Tylko koń, ja i ciemność...
Zmarszczyłem brwi i wyostrzyłem wszystkie zmysły.
- Jestem tylko duchem przeszłości...-Postać szepnęła.
Mgła pojawiła się i na polanę wkroczył czarny koń i jeździec...
- Gdzie jest Księżniczka?!-Już chciałem się na niego rzucić, jednak on uciszył mnie gestem.
- To nie byłem ja...
- A kto?!
- Ktoś, kto się pode mnie podszywa...
Otworzyłem szeroko oczy.
- Czyli jesteś duchem?-Mój ton złagodniał.
- Tak...
Czyli duchy istnieją... A może to on mnie oszukuje?
- Skąd mam wiedzieć, że mówisz prawdę i jesteś duchem?-Uniosłem jedną brew.
- W takim razie...-Czarna postać wyciągnęła do mnie rękę.-Dotknij i się przekonaj...
Podszedłem niepewnie i dotknąłem jego dłoni, która się rozpłynęła. Przez chwilę stałem w miejscu, ale nagły ból głowy zmusił mnie do cofnięcia się do tyłu. Przed moimi oczami zaczęły przelatywać różne scenki z życia pewnego młodzieńca. Od samych narodzin, aż do śmierci...
- Czy to...-Spojrzałem na jeźdźca.
- Tak... Moje wspomnienia...
- Dobra... Czyli wróciłeś by dokonać zemsty?
- Nie... Już dawno ją dokonałem...
- Więc co tu robisz?
- Sam nie wiem... Zapewne mam jeszcze coś do zrobienia, ale nie wiem co...
- W takim razie pomóż mi!-Wyprostowałem się i czekałem na jego odpowiedź.
Przez chwilę milczał, ale w końcu odpowiedział:
- Pomogę ci... Jedź za mną!
Wsiadłem szybko mojego wierzchowca i podążyłem galopem za młodzieńcem, który po chwili wraz z koniem zmienił się w czarnego kruka.
~~*~~
Kruk doprowadził mnie do niewielkiej chatki stojącej głęboko w lesie.
- To tu?-Przykucnąłem za krzakiem.
- Tak to tu...-Ptak usiadł mi na ramieniu.
- W takim razie czas zacząć imprezę...
Wstałem i po cichu zakradłem się pod drzwi chatki. Nie było słychać żadnych rozmów ani światła się nie paliły...
Walnąłem bronią w drzwi, które rozwaliły się w drobny mak.
Wpadłem do środka i rozejrzałem się po ciemnym pomieszczeniu. W kącie zauważyłem leżącą nieprzytomną Księżniczkę... Od razu do niej podbiegłem i uwolniłem od krępujących lin.
- Księżniczko... Obudź się...-Szturchałem ją lekko.
- Gdzie ja jestem?-Wymruczała, otwierając oczy.
- Już jest wszystko dobrze...-Wziąłem ją na ręce.
Już chciałem wychodzić, ale nagle do środka wszedł mężczyzna. W jednej chwili dostałem białej gorączki. Facet widząc mnie, cofnął się krok do tyłu i uciekł...
Serio?
- Nie gonisz go?-Odezwał się mój towarzysz.
- Niee...-Uśmiechnąłem się pod nosem.- I tak daleko nie ucieknie...
Kruk zaskrzeczał. Przez resztę drogi Księżniczka spała. Jak dotarliśmy do zamku, odniosłem ją do komnaty i złożyłem raport Księciu. Po zakończonym zadaniu wraz z moim nowym towarzyszem wróciłem do swojego pokoju.
- Może zdradzisz mi swoje imię?-Odezwałem się, siadając na łóżku i zerkając na ptaka siedzącego na moim ramieniu.
- Sanguis... (z łac. krew)
- Ładne imię...-Uśmiechnąłem się.- No więc San... Może odpoczniemy trochę?
Kruk skinął głową i usiadł na jednej z półek, po czym usiadł, zamykając oczy, ja również się położyłem i zasnąłem.
Tano dostałem wiadomość, że porywacz został pojmany i wszystko jest już w porządku.
- San! Chodź, idziemy!-Pogoniłem towarzysza.
- Gdzie?
- Jak to gdzie... Idziemy pilnować porządku...
Ptak usiadł na moim ramieniu. Czas festynu minął i znowu nastał czas pracy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz