sobota, 10 września 2016

Od Aramisy CD. Greena

Zamknęłam drzwi boksu i wyprowadziłam Allegro z boksu. Kasztanowaty ogier miał ostatnio przerwę od jazd, gdyż jego właściciel wyjechał z misją dyplomatyczną na innym wierzchowcu, bardziej przystosowanym do przemierzanego przez jeźdźca terenu. Koń tęsknił za towarzyszem jazd, co wciąż mi wypominał. Po tygodniu zaczęły mu się nudzić krótkie spacerki na lonży, toteż w końcu postanowiłam wziąć go w teren, gdzie mógłby sobie do woli galopować.
Osiodłanego Allegro wyprowadziłam ze stajni i dosiadłam. Czułam, że aż rwie się do biegu. Sprowadziłam go spokojnie zboczem, aż znalazłam się u podnóża Royal Hill. Skręciliśmy na płaską, biegnącą równolegle do granicy lasu ścieżkę. Tak pozwoliłam mu się rozpędzić... i omal nie zabiłam wilka. Wyskoczył z krzaków nagle i tylko dzięki refleksowi Allegro uniknął śmierci. Ogier zatrzymał się błyskawicznie i stanął dęba, przerażony. Zaczęłam go uspokajać, co na szczęście zadziałało, choć jeszcze chwile pokręcił się niespokojnie w miejscu.
Nieznajomy przywitał się.
- Kim jesteś? - zapytałam chłodno, głaszcząc uspokajająco kasztana. Nieznajomy samobójca przedstawił się jako Green, Uzdrowiciel, który zmierzał do Zamku w celu poprawienia swoich umiejętności. Wszystko mówił tak oficjalnym językiem, jakby znajdował się w Sali Tronowej w czasie ważnej uroczystości. Nie prychnęłam jedynie z grzeczności.
- Dlaczego tak nagle wyskoczyłeś z tych krzaków? - zapytałam.
- Widzisz, Księżniczko, usłyszałem tętent kopyt. Zaciekawił mnie on - wytłumaczył Green.
- Dobrze więc, jednak na przyszłość uważaj. Żegnaj, samobójco Greenie, choć zapewne spotkamy się niedługo na Zamku - pożegnałam Uzdrowiciela. Wyminęłam go i pozwoliłam Allegro na galop. Przymknęłam oczy, rozkoszując się pędem.
***
Po powrocie do stajni rozsiodłałam Allegro i zaprowadziłam go do boksu. Dolałam mu wody i nałożyłam siana. Chciałam dalej zająć się pracą, jednak usłyszałam dochodzący od dziedzińca odgłos kroków. Zaciekawiona wyjrzałam przez drzwi i dostrzegłam Greena w towarzystwie jakiegoś strażnika. Podbiegłam do nich.
- Księżniczko. - Skłonili się obaj. Zignorowałam to.
- Zajmę się Greenem, wracaj proszę na służbę - zwróciłam się do strażnika.
- Wedle życzenia - odparł, kłaniając się i odchodząc.
- Widzę, że trafiłeś, samobójco Greenie.
- Tak, Księżniczko.
- Zmierzasz do uzdrowicieli? Bo jeśli tak, mogę cię tam zaprowadzić.
<Green>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz